Chcieć mniej: minimalizm w praktyce – Katarzyna Kędzierska
Wydawnictwo Znak Literanova , 2016 , 240 stron
Literatura polska
Być czy mieć?
Są tacy, którzy znają odpowiedź na to akademickie pytanie. Chcą mieć. I dla tych ta książka nie jest przeznaczona. Jeśli nie czujesz potrzeby zmiany, jeśli dobrze Ci tam, gdzie jesteś teraz, to nie jest to książka dla Ciebie. – uprzedza autorka, dodając zaraz – Jeśli jednak konsumpcja budzi w Tobie negatywne emocje, gubisz się w nadmiarze przedmiotów, jesteś zirytowana, sfrustrowana oraz czujesz, że zmiany są nieodzowne (i szukasz na nie pomysłów), to ten tekst będzie odpowiedzią na Twoje potrzeby. Mniej więcej tak podzieliła swoich potencjalnych odbiorców – na tych, którzy zmian nie chcą i na tych, którzy ich pragną. Nie wzięła pod uwagę trzeciej grupy, do których zaliczam się – osób szukających wsparcia i utwierdzenia w tym, że życie nastawione na być nie jest niczym dziwnym, odstającym, patologicznym, a przede wszystkim złym. Życie minimalisty we współczesnym świecie szeroko pojętego konsumpcjonizmu nie należy do najłatwiejszych. Trzeba codziennie wyrąbywać sobie w nim własny kawałek podłogi, dlatego w pełni utożsamiłam się z tą wyróżnioną w tekście myślą:
O zgubnej, toksycznej, a czasami wręcz katastrofalnej dla człowieka tendencji do zamieniania pragnień i kaprysów na poważne potrzeby czytałam już w Umyśle na detoksie Rafaela Santandreu’a. W tej publikacji również była o tym mowa, ale autorka nie jest naukowcem i badaczem. Jest prawniczką, która znalazła w swoim życiu równowagę dzięki narzędziu w postaci minimalizmu. To, co hiszpański psycholog i psychoterapeuta przedstawił od strony teoretycznej, ona, metodą prób i błędów oraz ciężkiej i wieloletniej pracy nad sobą, wprowadziła w czyn.
I o tej praktycznej drodze jest jej książka.
A właściwie przyjazna opowieść dziewczyny o minimalizmie, którą równie dobrze mogłabym wysłuchać w poczekalni do lekarza czy na dworcu kolejowym w oczekiwaniu na pociąg. Wrażenie osobistych zwierzeń sprawiały opisy własnych doświadczeń, odniesień do prywatnego życia i licznie czerpanych z niego przykładów zmagań z rzeczywistością i słabościami, ale i bezpośrednia, koleżeńska forma zwracania się do mnie, czytelniczki, per ty. Autorka założyła, że będą to głównie kobiety, stąd żeński rodzaj rzeczownika. Nie bazuje jednak tylko na przez siebie zdobytej wiedzy praktycznej. Powołuje się również na swoich profesjonalnych przewodników, których publikacje zgłębiła, wykorzystała w tekście i ujęła w Biblioteczce Minimalistki umieszczonej na końcu książki. Swoją opowieść ilustrowała licznymi wypowiedziami kobiet, które komentowały jej wpisy w prowadzonym przez siebie blogu Simplicite, bo to książka stworzona przez blogerkę, z wszelkimi zaletami i wadami tej kombinacji – uprzedza, dodając – Nie byłoby tej książki, gdyby nie blog. Nie byłoby bloga, gdyby nie minimalizm.
To dobra kombinacja.
Autorka nie narzucała jedynej, oczywistej prawdy. Zapoznała jedynie z istotą minimalizmu, prostując lub zmieniając wyobrażenia na jego temat oraz krążące zafałszowania, błędne przekonania i nieprawdy. Uporządkowała wiedzę, pokazując, czym on tak naprawdę jest (narzędziem, a nie celem!), na czym polega i komu jest potrzebny. Wbrew pozorom nie tylko osobom bogatym. Jak zauważa – Można jednak żyć w nadmiarze, wcale nie będąc zamożnym człowiekiem. Pokazała przede wszystkim drogę, wskazywała możliwości, chcąc, aby jej tekst był mądrą inspiracją, a nie jedynie zgrabną odpowiedzią na kilka oczywistych pytań. Nie dawała też gotowych odpowiedzi, ale ułatwiała ich znalezienie. Pomagała odnaleźć się w silnej i uzależniającej korelacji między tym, co mamy a tym, kim jesteśmy. Pokazała, jak uprościć tę sieć zależności, by móc widzieć w niej siebie i wyraźnie dostrzegać innych. Jednocześnie uczciwie przestrzegała przed bezmyślnym przyjmowaniem jej wiedzy, mówiąc – Myśl. Zastanów się. Nie podążaj ślepo utartą ścieżką, nie naśladuj bezmyślnie cudzych działań. Nie wierz mi na słowo. Sprawdzaj. Buduj od podstaw swój indywidualny minimalizm skrojony na swoją miarę, na swoje potrzeby, na swoje oczekiwania, na swój cel w życiu. To ważna przestroga, chroniąca przed popadnięciem w skrajny minimalizm, którego autorka nie jest zwolenniczką. Ostrzegała również przed złudzeniem minimalizmu rozwiązującego wszystkie problemy człowieka w trzy dni, podkreślając, że minimalizm to nie remedium na życie, cel sam w sobie, chwilowa moda czy kaprys, ucieczka od zmartwień i magiczna szczepionka na wszystkie życiowe niepowodzenia. Minimalizm może stać się za to katalizatorem zmian, narzędziem i sposobem na znalezienie poszukiwanych odpowiedzi na wiele trudnych pytań.
A było ich dużo!
Dopiero po odpowiedzeniu sobie na nie w pierwszym rozdziale Chcieć mniej, można było zacząć działać, przechodząc do rozdziału drugiego Mieć mniej. Również w tej praktycznej części publikacji, autorka podsuwała, sugerowała, wskazywała, proponowała własne, wypróbowane rozwiązania ułatwiające pierwsze kroki w ogarnianiu nadmiaru w nas i na zewnątrz. Również w świecie wirtualnym. Przygotowała do tego celu sprawdzone narzędzia w postaci listy rzeczy, których łatwo się pozbyć i Wyzwania Minimalistki. To ostatnie narzędzie wypróbowała w swoim blogu jako projekt ułatwiający krok po kroku, punkt po punkcie, a jest ich aż 51, realizować zadania przybliżające do obranego celu. Ja zauważyłam w nim zupełnie inny potencjał i rolę – swoisty test na zaawansowanie w minimalizmie. Im większa liczba zrealizowanych zadań lub nas niedotyczących, tym większy stopień zaawansowania. Ja zatrzymałam się dopiero (ku mojej radości) na punkcie 11.
Było trudno, bo lubię spać, ale realizuję go codziennie i chwalę sobie tę chwilę ze sobą tuż przed włączeniem się w pędzący świat szumu. Wprawdzie ograniczyłam godzinę do 30 minut, ale wolno było mi. Lista nie jest sztywna. Autorka wręcz zachęcała do modyfikacji i poszerzania zadań o swoje własne po to, by wyzwanie nie było udręką, ale dobrą zabawą realizującą przy okazji cel.
Jaki był cel autorki?
Spokój i klarowny ogląd tego, co dla mnie najważniejsze. – napisała. I od tego wymogu postawienia sobie celu przez czytelniczkę zaczyna swoją opowieść. Przygotowała nawet na jego wpisanie specjalne miejsce w książce:
Moim celem było utwierdzenie się w przekonaniu, że wybrałam dobrą drogę, którą autorka nazywa minimalizmem, a ja – byciem ubogą duchem.
Nie jest łatwo, ale jest prosto, klarownie, spokojnie i pięknie!
Uwaga techniczna!
Raziło mnie używanie bardzo powszechnej, ale nieprawidłowej odmiany wyrazu „blog” – „autorka blogu”, a nie „autorka bloga” lub „prowadzę blog”, a nie „prowadzę bloga”.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Tagi: książki w 2016
Dodaj komentarz