Bezpieczeństwo i jakość żywności – Stanisław Kowalczyk
Wydawnictwo Naukowe PWN , 2016 , 415 stron
Literatura polska
Dieta to nie wszystko!
Mogę wiedzieć, co jeść, by zachować zdrowie, ale, czy to, co wybieram z półki sklepowej, jest jadalne, a raczej, używając nomenklatury z tej publikacji, jest bezpieczne? Kto mi to gwarantuje? I czy w ogóle gwarantuje?
Takie pytania skłoniły mnie do przeczytania tego obszernego opracowania.
Z problemem fałszowania żywności, jak się okazuje w świetle tej publikacji, ludzkość boryka się odkąd konsumuje czyli od zawsze. Potwierdzają to dobrze znany Kodeks Hammurabiego oraz antyczne traktaty, w których można znaleźć na przykład opis dodawania kredy do mąki w celu jego wybielenia oraz ulepszenia konsystencji ciasta. Dawniej sporadyczny, współcześnie problem ten stał się zjawiskiem powszechnym i trwałym głównie za sprawą globalizacji. Zarówno w sensie ekonomicznym, jak i zdrowotnym. To, co trafia na półki sklepowe w założeniu powinno być bezpieczne. W praktyce oznacza to ciągłą walkę o zdrowie, a nawet życie człowieka.
Z różnym skutkiem.
Dowodem na to jest bardzo długi wykaz (87 stron!) znaczących incydentów żywnościowych na całym świecie obejmujący lata 1828-2015, umieszczony w formie załącznika na końcu książki. Czytałam go z rosnącym przerażeniem. Pokazał mi skalę zagrożenia na całym świecie, co ma ogromne znaczenie dla podróżujących. Najniekorzystniej według mnie wypadła Azja i , o dziwo!, USA. Tutaj najlepiej po prostu nie żywić się tzw. street food czyli jedzeniem ulicznym. Pocieszającym jest to, że Polska pojawia się w wykazie tylko dwa razy w związku z aferą solną w 2012 roku i aferą mięsno-weterynaryjną w 2013 roku. Dlaczego tak się dzieje, jakie konsekwencje wynikają z tych zjawisk dla konsumentów oraz czy można ten stan poprawić, zaowocowało tą właśnie książką – napisał we wstępie autor. Profesor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, autor 300 publikacji naukowych i 200 ekspertyz oraz opinii z zakresu tematyki tego opracowania.
Jednym słowem – specjalista.
Całą, bardzo obszerną, wiedzę podzielił na siedem głównych rozdziałów podporządkowanych zadanym sobie wcześniej pytaniom. Nie trudno domyślić się, że jako badacz tej dziedziny nauki, swoje rozważania rozpoczął od ustalenia i ujednolicenia nomenklatury. Bezpieczeństwo żywnościowe, bezpieczeństwo żywienia i bezpieczeństwo żywności to odmienne pojęcia, ale wchodzące w skład systemu bezpieczeństwa państwa. To w tym pierwszym rozdziale wyraźnie uświadomiłam sobie skalę zagrożenia, jaką niesie ze sobą całkiem nowe zjawisko – bioterroryzm.
Trochę mnie to przestraszyło.
Ale od czego mamy normy prawne ustalane przez powołane do tego instytucje rządowe!? O związanych z tym zagadnieniach w kontekście bezpieczeństwa żywności w prawie Unii Europejskiej i w Polsce przeczytałam w rozdziale drugim. Co ciekawe, autor zaproponował w nim własną, autorską koncepcję modelu bezpieczeństwa żywności – JOOB. A wszystko to po to, by wyeliminować oszustwa i fałszowanie żywności. To ważne dla mnie jako konsumentki, bo, jak stwierdził, cytowany przez autora, amerykański chemik i ojciec pierwszego aktu prawnego zwalczającego fałszerstwa żywnościowe w USA – nie istnieje fałszowanie żywności nieszkodliwe dla zdrowia. Gama możliwości w tym zakresie jest zastraszająco duża od zatajania wiedzy o produkcie poprzez zamianę składników na niewłaściwym oznakowaniu kończąc.
Jak ja, konsumentka, mam się przed tym bronić!?
Zwłaszcza że, jak przeczytałam w rozdziale trzecim, opisującym stan bezpieczeństwa żywności na świecie w latach 1828-2015 – Nie istnieją współcześnie miejsca i rejony wolne od żywności zafałszowanej, a także niebezpiecznej dla zdrowia ludzi, a ofiary oszustw żywnościowych liczone są dzisiaj w setkach tysięcy osób, a skutki finansowe oraz odszkodowania z nimi związane w miliardach dolarów. I tutaj przypomniał mi się wykaz incydentów żywnościowych w załączniku podający dokładnie te liczby. W tym śmiertelne.
Spanikowałam!
Trochę, ale tylko trochę, uspokoił mnie rozdział czwarty opisujący bezpieczeństwo i jakość żywności w Polsce. To tutaj dowiedziałam się, że odpowiedzialne za moje bezpieczeństwo żywieniowe są między innymi Państwowa Inspekcja Sanitarna oraz Inspekcja Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Wyniki ich kontroli wykazały znaczące zjawisko ich fałszowania oraz występowania produktów o obniżonej jakości. Co dokładnie kryje się pod tymi ogólnikowymi wnioskami, mogłam prześledzić, analizując obszernie przytoczone nieprawidłowości podzielone według grup produktów. Pocieszającym jest fakt, że poziom procentowy tego zjawiska systematycznie spada. Ostatecznie autor sformułował jednak optymistyczny wniosek – rynek polskiej żywności można uznać za bezpieczny pod względem zdrowotnym.
Gorzej jest z bezpieczeństwem ekonomicznym.
Temu zagadnieniu autor poświęcił rozdział piąty, w którym szczegółowo opisał systemy bezpieczeństwa żywności na świecie, przybliżając typy modeli w poszczególnych państwach. Główny nacisk położył na podkreślenie ich pozytywnych i negatywnych stron. Polska wypada na tle innych modeli nie najlepiej z powodu rozproszenia i braku pionizacji instytucji kontrolujących żywność. To tutaj najwyraźniej zauważyłam jedną z przyczyn nieszczelności globalnego łańcucha żywnościowego przed ryzykiem skażenia, zanieczyszczenia i zafałszowania produktów żywnościowych. Na szczęście te różnie jakościowo działające systemy wspierają liczne inicjatywy w zakresie bezpieczeństwa żywnościowego i żywności na świecie.
O nich traktuje rozdział szósty.
Globalna żywność to globalne problemy, a tym samym ich rozwiązywanie powinno być globalne i dokonywane na poziomie globalnym czyli ponadnarodowym. Autor zaprezentował ich 13, przedstawiając krótki rys historyczny oraz zakres działalności.
Ale to nie wszystko!
W ostatnim, siódmym rozdziale, autor zaproponował zmiany i działania, jakie należałoby podjąć, zmienić, wprowadzić czy zmodyfikować, by poprawić stan bezpieczeństwa żywności na świecie. Spośród wszystkich wniosków najważniejszymi dla mnie, na poziomie konsumentki, była edukacja, wzmocnienie ruchów żywnościowych oraz promocja żywności lokalnej. A wszystko to po to, by podchodząc do półki sklepowej, nie tylko wiedziałam, co jeść, ale abym potrafiła odróżnić produkt bezpieczny od zafałszowanego. W tej chwili nie potrafię tego i jestem lekko podłamana, że w tym zakresie jestem zdana całkowicie na kompetencje instytucji za to odpowiedzialnych. A z tym, jak opisuje ta publikacja, bywa różnie.
Sinusoida emocji towarzyszyła mi podczas szukania w tej pozycji odpowiedzi na moje postawione wcześniej pytania. Co się zmartwiłam, to zaraz znalazłam na to pocieszające antidotum. Co się ucieszyłam, to zaraz pojawiała się informacja gasząca mój entuzjazm. Jako konsumentka trochę się w tym zagubiłam, bo na wiele rzeczy nie mam wpływu.
Ale, ale!
Rząd rządem, system systemem, ale jednego dowiedziałam się na pewno – wiele rzeczy zależy również ode mnie, konsumentki, bo jestem jednym z elementów całego systemu bezpieczeństwa. Muszą być jednak spełnione dwa warunki – świadomość i aktywność konsumenta. Jeden już spełniłam dzięki tej publikacji – mam przerażającą mnie świadomość zagrożeń. Drugi przede mną, ale to już materiał do poszukania w całkiem innych opracowaniach tego tematu.
A tutaj uzupełniłam wiedzę o raporty UE dotyczących bezpieczeństwa żywności.
Autorka: Maria Akida
Kategorie: Popularnonaukowe
Tagi: książki w 2016
Dodaj komentarz