Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Szum – Magdalena Tulli

21 marca 2019

Szum – Magdalena Tulli
Wydawnictwo Znak Literanova , 2014 , 189 stron
Seria Proza Pl
Literatura polska

Spośród polskich pisarzy twórczość tej autorki jest dla mnie jedyną w swoim rodzaju. Gatunkiem endemicznym w jednym egzemplarzu. Stoi na szczycie literatury wysokiej. Potem jest już tylko liberatura, do której jeszcze nie dotarłam, ale planuję. Czytając jej poprzednie powieści (chociaż do Trybów to określenie nie pasuje), musiałam brnąć przez jej świat, słowa, abstrakcje, by nie zgubić ścieżki, którą mnie prowadziła. Docierałam do końca, ale i tak miałam wrażenie, że nie pojęłam wszystkiego, że coś mi umknęło, że nie wyłapałam całości wątków i myśli w treści. Jej proza jest wybredna, bo nie przed każdym czytelnikiem się otwiera. Jej hermetyzm wynika z ogromnej dawki filozofii wynoszącej umysł czytelnika prosto do dziewiczego świata abstrakcji, którego z niczym porównać, nijak dopasować do już znanych, bo bez precedensu niemożliwym jest porównać go i posłużyć się wypróbowaną miarą. W tej twórczości trzeba być pionierem i badaczem w sytuacjach dalekich od typowych. Język przekazu opisywanych światów nie ułatwia tego zadania. Gęsty od treści, niedomówień i skojarzeń niekoniecznie doświadczanych przez odbiorcę. Brak wspólnej autopsji lub emocji oraz rozdźwięk między używanym językiem i kryjącym się za nim zasobem pojęciowym nie zachęca do zaczytywania się w prozie autorki. Brak takich kluczy zniechęca. To proza do której trzeba sięgać na palcach, bo stoi na najwyższej półce. Urosnąć w rozwoju czytelniczym, by ją przyjąć.
A mimo to, sięgam po nią z uporem maniaka.
Dlaczego?
Bo mnie zmusza do gimnastyki umysłu, do pracy nad tworzeniem nowych ścieżek rozumowania, sięgania do poprzeczki, umieszczonej gdzieś tam w górze, poznawania odmiennego pryzmatu patrzenia i wreszcie do odkrywania nietypowych światów funkcjonujących w umysłach nietuzinkowych ludzi. To mnie ciekawi i fascynuje. Mam wrażenie, że stąpam po terenach dziewiczych, odkrywam nowe lądy, poszukując bogactw dla siebie. Gdybym miała porównać świat literacki do muzyki, to twórczość autorki jest jazzem. A jak wiadomo ze znanej reklamy propagującej czytelnictwo – co czwarty Polak słucha jazzu. Magdalenę Tulli czyta, chyba się nie pomylę, jeśli powiem, że co dziesiąty czytający Polak. Spośród moich znajomych jedna osoba, a i to nie przebrnęła przez Tryby. Na dziesięciu próbujących czytać, ośmiu nie dociera do końca – taki wniosek nasunął mi się po przejrzeniu portalu Lubimy Czytać. Ale za to reszta jest nią zachwycona! Niszowa literatura może ma mało fanów, ale za to, jak pięknie przekładają swoje wrażenia na słowa!
To dlatego z zaciekawieniem (co tym razem będę odkrywać i czego się nauczę?), ale i lekkim niepokojem sięgnęłam po najnowszy tytuł autorki. Od ostatniej przeczytanej przeze mnie jej książki minęło osiem lat. Byłam ciekawa, czy mój rozwój czytelniczy choć odrobinę rozwinął się? Jak będzie mi się czytało? Trochę przypominało to przygotowania do swoistego testu z pytaniem – zdam go czy nie?
Pierwszy rozdział nastawił mnie optymistycznie. Załapałam wątek, rozeznawałam się w sytuacji (bohaterowie, miejsce i czas), a i dawka filozofii mnie nie przytrzasnęła w drzwiach. Będzie dobrze! Dam radę! – pomyślałam. Toż to przecież sam egzystencjalizm z jego bólem istnienia, chociaż to też nurt filozoficzny, ale taki bardziej swojski, bardziej zrozumiały, ukorzeniony w życiu i doświadczany przez każdego. A jeśli przez każdego, to rysowała się płaszczyzna do zrozumienia, pojawił się punkt styczny i szansa na kanał łączności z autorem. To swoiste intro było grubą kreską szkicującą zarys całej powieści. Wstęp ukazujący bardzo złożony problem przede wszystkim (choć nie tylko!) relacji między córką a matką, mający swoje pierwotne źródło w przeszłości starszej z nich. Jeśli pojawił się hermetyzm w tej powieści, wynikał on z rozbieżności emocji. Jest ich tutaj dużo – trudnych, przytłaczających, mrocznych, cierpiętniczych, bolesnych, otwierających stare rany, obciążających smutkiem, apatią, prowadzących do wycofania się, do zamknięcia się w sobie. Może nawet do depresji? Na pewno do ukształtowania się postawy ofiary w bohaterce. Katami (pod maskami esesmanów) byli najbliżsi. Krzywda wyrządzona przez najbliższych, w tym własną matkę, bolała najbardziej i najbardziej pustoszyła, wypaczając psychikę dziecka. Dla czytelnika o podobnych doświadczeniach, z którymi się nie uporał, powieść może być nie do przejścia albo, w przeciwnym razie, wywołać przykry i bolesny powrót do traumatycznego dzieciństwa. Ale jeśli jednak, mimo wszystko, ktoś taki dobrnie do końca, otrzyma w nagrodę sposób poradzenia sobie z podobnym problemem. Bo autorka po pierwszym rozdziale wstępnym rozwinęła i przeanalizowała problem, by w ostatnim zrobić „rachunek sumienia”. Nie swojego, ale tych wszystkich, którzy kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób wchodzili w skład trybunału orzekającego w jej sprawie lub oceniającego ją i jej rodzinę. Przez te gęste emocje i mrok przeszłości, które ciągnęły się za bohaterką niczym smuga sczerniałej krwi, przeszłam chroniona własnym, szczęśliwym dzieciństwem, dlatego mogłam z dystansem (chociaż mimo to, cień smutku i tak się we mnie zalągł) spojrzeć na fabułę opowieści.
Historię opowiadaną przez narratorkę-kobietę dojrzałą, której wspomnienia o trudnych relacjach rodzinnych od czasów dzieciństwa aż do rozwodu, wywołała śmierć ciotki i w konsekwencji list otrzymany od kuzynki. To jego treść była iskrą zapalną emocji, które przelewały się coraz większą falą przez kartki tej książki. Coraz szerszą, ciemniejszą, niszcząc osobowość narratorki, mającą ostatecznie wpływ na jakość jej życia. Przywołane obrazy z lat dzieciństwa, dorastania i czasu dorosłego, miały nie tylko zapoznać mnie z przeszłością, ale ukazać przyczyny postaw wszystkich bohaterów z punktu widzenia narratora wewnętrznego. Niestety tylko jego. To dlatego wielu rzeczy mogłam się tylko domyślać. Wpływ traumatycznej przeszłości rodziców na dzieci, jej przerzucanie na kolejne pokolenie nie jest nowy. Tutaj zaciekawiły mnie doświadczenia niemieckich obozów koncentracyjnych matki i ciotki narratorki, które przełożyły na życie w myśl zasady – by przetrwać obóz, trzeba być twardym. By przetrwać życie pełne szumu – również. Tragedia zaczyna się wtedy, gdy w życiu takich osób pojawiają się dzieci. Zwłaszcza te łaknące miłości, bliskości, niedyskretne i „wścibskie”, bo gotowe są odsłaniać słabe punkty niepodważalnych prawd i podważać je po kolei, nawet o tym nie wiedząc.
O niezwykłości, wyjątkowości, bogactwie wyobraźni i nieprzeciętnej inteligencji głównej bohaterki, której najbliżsi zawiązali na czubku głowy symboliczną kokardę kaczki Dziwaczki, świadczył język, którym opisuje przeszłość. Pełen metafor, skojarzeń, przenośni i plastycznych opisów przekładających emocje na obrazy. Tak jak w tym fragmencie – Moje tematy, te, od których nie mogłam się odłączyć, po drugiej stronie stołu uruchamiały milczący sprzeciw i nakręcały zębate kółko ironii, a ono przez specjalną przekładnię otwierało we mnie zapadkę żalu. Oto perfekcyjny obraz stosunków w rodzinie i ich skutków w jednym zdaniu. Na dodatek twarda, ostra, ciemna proza życia mieszała się z wytworami psychiki bohaterki – postaciami zmyślonymi. Pełniącymi różną funkcję – od przyjaciela i przewodnika po procesy wyparcia, kompensacji czy negacji.
Na koniec pozwolę sobie na uwagę krytyczną.
Dotyczy ona kompozycji treści, a dokładniej rozdziału pierwszego. Pełni on tutaj rolę wstępu wprowadzającego w tematykę całości. Dla mnie zbyt wiele ukazał. Więcej faktów w nim ukryłabym lub pominęła, zwłaszcza obozową przeszłość matki, by potem z przyjemnością je odkrywać lub w ogóle wyrzuciłabym go z książki, pozwalając na powolne odsłanianie się bohaterki i toczenie się historii bez uprzedzeń. To bardzo popularny chwyt w literaturze kryminalnej i sensacyjnej, ale tutaj? No, ale… ja tu tylko czytam.
Czytać czy nie czytać? – oto jest pytanie!
Odpowiedź ujmę tak – jeśli ktoś chce ładnie wyglądać, stosuje dietę i ćwiczy ciało, a jeśli chce mieć piękny umysł (co nie jest tożsame tylko z inteligencją i wiedzą), powinien ćwiczyć, czytając literaturę wysoką. Dlatego namawiam do stanięcia na palcach i sięgnięcia po tę książkę. Jeśli się nie uda, spróbować za jakiś czas ponownie. W moim przypadku to się sprawdziło.
Czytam prozę Magdaleny Tulli z zachwytem, co wcale nie znaczy, że rozumiem w pełni wszystko to, co chciała mi powiedzieć. Mam poczucie, że jeszcze trochę mi brakuje, że nie do wszystkich drzwi zdobyłam klucze. Ale wiecie co? Właśnie to jest w tej twórczości najpiękniejsze – permanentne poszukiwanie kluczy i otwieranie kolejnych drzwi do światów istniejących w jednym, jedynym egzemplarzu. Daje mi to ogromną satysfakcję, ale i osamotnienie w niemożności dzielenia się wrażeniami i przeżyciami z innymi.
Dołączcie do mnie do tej gimnastyki, a przynajmniej spróbujcie. Proszę.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

Szum [Magdalena Tulli]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

 

Z Magdaleną Tulii również trudno się rozmawia. Namęczyli się prowadzący z nią wywiad, a przecież to wytrawni czytelnicy – krytyk literacki i tłumacz literatury!

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść psychologiczna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *