Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Sonety – William Shakespeare

21 marca 2019

Sonety – William Shakespeare
Przekład, wstęp i opracowanie Stanisław Barańczak
Wydawnictwo a5 , 2012 , 216 stron
Seria Biblioteka Poetycka Wydawnictwa a5 ; Tom 15
Literatura angielska

W obliczu ogromu wiedzy na temat 154 sonetów poety zgromadzonych w tym zbiorku, jaką przekazał mi autor ich przekładu i opracowania we wstępie, pomyślałam, że mój głos właściwie niczego nie zmieni i nie odkryje, dopóki nie dotarłam do fragmentu napisanego z lekką nutą humoru o dociekaniach szekspirologów na temat tożsamości mężczyzny, któremu poeta postawił niezniszczalny pomnik ze swoich wierszy, opiewających jego urodę i miłość do niego. Materia bardzo delikatna do interpretacji ze względu na homoerotyczność 126 pierwszych sonetów i na tyle tajemnicza, a przez to ciekawa dla biografów Williama Shakespeare’a (i nie tylko!), że autor wstępu doszedł do takiego wniosku – Biblioteka, którą można by złożyć z niezliczonych książek i rozpraw identyfikujących na rozmaite sposoby adresata pierwszych 126 sonetów, zawierałaby trzy główne działy: „Southamton”, „Pembroke” i „Czysta Fantastyka”. Skrupulatnie zauważyłam, że do zakwalifikowania się do działu trzeciego nie potrzeba było przygotowania merytorycznego szekspirologa. Wystarczyło przynajmniej raz w życiu kochać (najlepiej nieszczęśliwie) i użyć doświadczonego uczuciem serca jak kompasu do odczytania zawartych w sonetach emocji.
W ten sposób autor wstępu wskazał mi furtkę do własnej interpretacji i subiektywnego spojrzenia na tę zagadkową poezję, która pączkuje bezustannie nowymi zagadkami i kontrowersjami.
Jako pierwszy zapiszę wniosek ostatni, jaki nasunął mi się po zakończeniu czytania, a który podkreślał również autor wstępu – między pierwszą częścią sonetów a drugą czułam ogromną różnicę. I to nie ze względu na osobę (odpowiednio mężczyzna i kobieta) westchnień poety lub podmiotu lirycznego (w zależności od pryzmatu patrzenia), ale etapu miłości i wynikającego z niego postępowania i zachowania wobec ukochanego i ukochanej. Ta pierwsza to etap miłości platonicznej, co zdradza sonet 20:

Kobieca jest twarz twoja – choć to dłoń Natury
Malowała ją, panie-pani mojej duszy;
Kobieca dobroć – chociaż jest w niej stałość, której
Zmienny niewieści kaprys z miejsca nie poruszy;
Oko nie tak ruchliwe jak u kobiet, ale
Jaśniejsze i rzecz każdą spojrzeniem złocące;
Postać masz męską – urok jej wszelako stale
Oczy mężczyzn i kobiet olśniewa jak słońce.
Natura wpierw kobietę miała widać w planie,
Tworząc cię; z zachwycenia jednak i zawiści
Pozbawiła mnie ciebie przez zbędne dodanie
Tej jednej rzeczy, z której ja nie mam korzyści.

 

Skoroś zatem rzeźbiony ku niewiast potrzebie,
Miłuj je ową cząstką, mnie zaś – resztą siebie.

I tę urodę autor monotematycznie opiewa prawie we wszystkich sonetach. Jest zauroczony pięknem jako takim, domagając się jego powielenia poprzez przekazanie genów potomkowi. Jakoś mnie to nie zdziwiło. Uważam nawet za rzecz całkowicie naturalną chęć pomnażania piękna, by się nim ku własnej przyjemności otaczać. A że dotyczy ono człowieka, to najlepszym sposobem jest prokreacja. W czasach poety rolę zdjęcia pełnił portret malowany na zamówienie i była to forma tylko dla majętnych. Poeta miał własny pędzel – umiejętność malowania słowami, wiec utrwalał to, co widziało oko.
No, właśnie – oko.
Właściwie o tajemniczym mężczyźnie wiedziałam tylko tyle, ile ono uchwyciło. Nic o osobowości, charakterze, wnętrzu umysłu tak, jakby autor ograniczał się tylko do kontaktów w granicach normy społecznej, do podziwiania, oglądania, przyglądania się, obserwowania i wzdychania, dając temu wyraz w sonetach, pisząc wprost (24):

Lecz oczy moje, chociaż z nich para geniuszy,
Sportretują, co widzą – nie zajrzą w głąb duszy.

W tym kontekście nie zdziwiła mnie rywalizacja opisana w sonecie 42 o jedną, kochaną równocześnie kobietę, w którym niektórzy dopatrują się skłonności biseksualnych, i pełne żalu wyznanie w sonecie 121:

Lepiej być złym, niżeli mieć złego opinię,
Jeśli bezgrzeszność karci się jak grzech – i jeśli
Oddzielająca rozkosz od rozpusty linię
Nie nasza myśl. Lecz cudze widzimisię kreśli.
Czemuż pełnemu sprośnych myśli hipokrycie
Wolno słać mym swawolom mrugniecie dwuznaczne,
Czemu słabości moje ma szpiegować skrycie
Ktoś słabszy, kto „Grzech!” woła, zanim grzeszyć zacznę?
Jestem, kim jestem; ci zaś, którzy broń podnoszą
Przeciw moim występkom, niech spojrzą na swoje:
Każdą myśl poświęcają występnym rozkoszom –
Ja nie dorastam im do pięt, gdy przy nich stoję,

 

Chyba, że zło, ich zdaniem, jest wszędzie obecne:
Wszyscy ludzie nikczemni, wszystkie czyny niecne.

Dla mnie początkowe sonety absolutnie nie świadczą o homoseksualizmie poety, ale o wrażliwości na piękno, które podziwia, zachwyca się nim, namawia do pomnażania, utrwala na wieki i wbrew czasowi za pomocą słów, bo tylko w ten sposób potrafi uchronić je przed przemijaniem, procesem starzenia się, śmiercią i zawrzeć w sonetach, niby w małych portretach, przy okazji dając upust swym emocjom. A że to piękno przyjęło formę mężczyzny? To tylko tłumaczy, dlaczego autor z dużym prawdopodobieństwem sam ich nie wydał. Bo któż zrozumie artystę i to 400 lat temu, skoro nawet dziś przyznanie się do zauroczenia urodą osoby tej samej płci budzi podejrzenia, kontrowersje i chęć przypięcia łatki „homo”.
Jakże inne są pozostałe sonety, w których osobą wielbioną jest kobieta. Czułam, że to miłość spełniona, a pewność cielesności potwierdził końcowy dwuwiersz w sonecie 138:

Ślemy więc sobie wzajem kłamliwe posłanie,
Nieznajomi, choć jedno dzielimy posłanie.

W tej części zbiorku zobaczyłam ten styl poety, który znam. Słowa toczyły się bez oporu, bez ostrożności, bez niepewności, którą wyczuwałam wcześniej, bez strachu w odkrywaniu wzajemnych relacji z kobietą, podbudowane doświadczeniem miłości spełnionej, w której wybranka nie jest idealna. Uczucie jest na wskroś ludzkie, dobrze znane, stąpające mocno po ziemi, warunkowe i warunkujące. Czułam, że poeta obraca się w rzeczywistości, którą dobrze zna i jeszcze lepiej (i tu posłużę się dwuznacznością) spenetrował.
Obie części mają się do siebie tak, jak miłość duchowa do miłości fizycznej.
Poeci (w ogóle artyści) to wyjątkowi ludzie. Obdarzeni talentem i odmiennym postrzeganiem otaczającego ich świata, nierzadko obdarzeni darem synestezji, mogą być często niezrozumianymi przez innych. Wystarczy przypomnieć sobie miłość Pigmaliona do kobiecego piękna zaklętego w posągu. Może właśnie to przydarzyło się również poecie? Sprawa osobista „wyciekła” drukiem, a potomni zrobili wielkie halo wokół sonetów? A ponieważ zagadka nie została rozwiązana do dnia dzisiejszego, „halo” jest coraz większe w miarę upływu lat. No, ale ja nie jestem szekspirologiem i założę się, że ktoś inny znalazłby tyle samo kontrargumentów, ile ja przytoczyłam swoich argumentów. Tylko czy warto roztrząsać sonety pod tym kątem? Może po prostu zamiast je rozgrzebywać, analizować podteksty, doszukiwać się sensacji biograficznych, które osiągają szczyty absurdu, my, zwykli czytelnicy, smakujmy je, resztę pozostawiając biografom. Miłość tak, jak piękno, nie ma płci. Jest tutaj w różnym stopniu (od wierszy miernych poprzez dobre aż po genialne) opisane uczucie i ono liczy się w tych sonetach przede wszystkim, nawet jeśli istnieją podejrzenia, że nie wszystkie są autorstwa samego Williama Shakespeare’a.
Na koniec niespodzianka dla osób lubiących czytać w oryginale. Zbiorek zawiera teksty sonetów również w języku angielskim.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Sonety  [William Sheakspeare]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Poezja

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *