Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Obcy u naszych drzwi – Zygmunt Bauman

21 marca 2019

Obcy u naszych drzwi – Zygmunt Bauman
Wydawnictwo Naukowe PWN , 2016 , 136 stron
Literatura polska

Niesamowita książka!
Niewielka objętością, ale gęsta i ciężka treścią. Ma moc rażenia słowem człowieczych sumień. Od wrażliwości tych ostatnich zależy jej odbiór – zrozumienie lub odrzucenie. Dla mnie była miodem na moje serce i ulgą niesioną mojemu umysłowi. Niestety tożsame poglądy zarówno autora tej pozycji, jak i moje, są odosobnione.
W świetle treści tej publikacji głosy przeciwne imigrantom, to ofiary manipulacji mass mediów i wykorzystujących je do swoich celów polityków.
Wnioskuję to po wypowiedziach i komentarzach osób z mojego otoczenia, dosłownie cytujących programy informacyjne. Najbardziej podatna jest na nie młodzież. Kiedy próbuję w dyskusji odwołać się do sumienia i moralności, wskazując na epizod z przeszłości Polski, w którym kilkaset tysięcy polskich, wojennych uchodźców biedna Syria przyjęła bez żadnego problemu, pojawia się cisza i zagubienie. Po części spowodowane nowym dla nich faktem (sic!), a po części problemem oceny moralnej sytuacji, w jakiej ich stawiam. Dysonans poznawczy między tym, co nakazuje sumienie (w Polsce w większości przecież chrześcijańskie) a tym, co nakazuje egoizm chroniący wygodne życie, stabilizację oraz poczucie bezpieczeństwa, wprawia ich w zakłopotanie, ale tylko chwilowe. Szybko wybierają własny interes.
I właśnie to zjawisko i jego mechanizm dokładnie analizuje autor.
Ale nie tylko opisuje tak zwaną „panikę moralną”, ludzi, którzy boją się utraty swoich cennych i godnych zazdrości osiągnięć, majątku i pozycji społecznej. Ludzi o zaburzonym poczuciu bezpieczeństwa i poczuciu zagrożenia utratą, zburzeniem, zniszczeniem, unicestwieniem swojskiego stylu życia, na który pracowali kilkadziesiąt lat względnego spokoju w Europie. Skupia się również na wykorzystywaniu tego lęku przez polityków. Zamiast tłumaczyć społeczeństwu to zjawisko, uświadamiać, dyskutować, gasić niepokój poprzez debaty i programy publicystyczne, z premedytacją wykorzystują potrzebę poczucia bezpieczeństwa do zbijania kapitału politycznego. Również poprzez sekuratyzację. To neologizm wprowadzony przez autora, określający wyrafinowaną manipulację polegającą na zapewnieniu społeczeństwu złudnego poczucia kontrolowania przez państwo zagrożeń, a tym samym zapewnieniu poczucia bezpieczeństwa, prowadzącą do polityki separacji i trzymania się na dystans, budowania murów, a nie mostów, tworzenia dźwiękoszczelnych kloszy zamiast otwartych linii niezakłóconej komunikacji (a do tego umywania rąk i demonstrowania obojętności pod przykrywką tolerancji), która prowadzi wyłącznie na pustynię wzajemnej nieufności, wyobcowania i pogorszenia sytuacji.
Ostatecznie do konfliktów.
O ironio, prowadzonych pod sztandarem świętych zasad etycznych, albo danych przez istotę boską, albo immanentnych dla uzbrojonych w logikę Homines sapiens. I na te niebezpieczne aspekty, o których czytałam w Ja, terrorysta, autor również zwraca uwagę, podając za przykład Afganistan i Irak, w których dyktatorskie reżimy zostały zamienione na ciągły spektakl samowoli i szaleństwa przemocy – wspierany i podjudzany przez spuszczony z łańcucha handel bronią, zyskujący na sile za sprawą żądnego zysków przemysłu zbrojeniowego, co odbywa się za cichym (chociaż często z dumą prezentowanym publicznie na międzynarodowych targach zbrojeniowych) przyzwoleniem rządów łasych na wzrost PKB. Te łase rządy są również w Europie. Widać to na bombach spadających na niemalże każdy kontynent świata.
Jednak nie tylko politykom autor przypisuje odpowiedzialność za pojawienie się paniki moralnej.
Wyraźnie wskazuje również na całe społeczeństwa i człowieka je tworzącego, który stracił orientację w wyniku załamania moralnego. Jego objawem jest obojętność.
Globalna obojętność.
Jej pojawienie się autor tłumaczy przejściem społeczeństwa dyscypliny w społeczeństwo aktywności, w którym nie ma miejsca dla jednostek nieaktywnych, nieudolnych i „wybrakowanych”. W tym imigrantów.
Najciekawsze jest to, że autor nie odkrywa Ameryki!
Raczej przypomina, że nasi przodkowie w starożytnych czasach podkreślali, a my nieroztropnie i na własną zgubę zapominamy, że historia jest nauczycielką życia. Jeśli chcemy przetrwać, wsłuchajmy się w słowa nauczycielki.
A co ona mówi?
Mówi wielogłosem filozofów, historyków i socjologów, których słowa autor obficie przytacza i powołuje się na nie. Między innymi na Immanuela Kanta, który ponad dwieście lat temu przewidział problem, z którym mierzymy się obecnie. Obwinia o ten stan rzeczy naszą skłonność, a raczej zdolność do mijania się z prawdą. Dosadnie nazywa ją – chory, głupi ludzkiej element natury. Z kolei papież Franciszek określa ją cząstką Heroda pozostałą w naszym sercu. Jakkolwiek by tej cechy nie nazywać, jest próbą głębokiego dotarcia do naszych atawistycznych pokładów psychiki człowieczej. To antropologiczne i filozoficzne sięgnięcie do korzeni nienawiści ma głęboki sens w tej pozycji. Ma uświadomić każdemu odbiorcy, że to na nim osobiście ciąży obowiązek walki z tym chorym, głupim ludzkim elementem natury poprzez pracę nad sobą. A nie jest łatwo w społeczeństwie aktywności i adioforyzacji, w którym samotnicy siedzący przed ekranem telefonu, tabletu czy laptopa, ewidentnie usypiają w sobie rozum do spółki z moralnością, spuszczając ze smyczy na co dzień kontrolowane emocje i bezmyślnie powtarzając, jak zombie, doniesienia z mass mediów. Wiadomo już czyjego autorstwa, bo wspomniałam o tym na początku wpisu.
I tak koło się zamyka.
Nie ma w nim miejsca na silnego moralnie człowieka odpornego na polityczne manipulacje, który będzie w stanie nagiąć wolę do swoich rozkazów i który będzie w stanie pokonać dysonans poznawczy wywołany strachem i impulsem etycznym, w którym ten ostatni weźmie górę. A szkoda, bo to jedyna recepta na poradzenie sobie ze zjawiskiem imigrantów. Tylko wtedy jesteśmy w stanie spełnić warunki Immanuela Kanta na spokojne współistnienie i odpowiedzieć sobie na pytanie postawione przez autora – Jak żyć razem – żyć w pokoju – na przepełnionej planecie, która niemalże nie jest już w stanie pomieścić nikogo więcej?
To powód, dla którego ta pozycja może być trudna w odbiorze w naszym generalnie negatywnie nastawionym społeczeństwie do imigrantów. Autor jest w pełni tego świadom, pisząc – Tak, w pełni zdaję sobie sprawę, że obranie takiego kursu to nie recepta na pogodne, beztroskie życie, że nie umniejszy on wysiłku, jakiego wymaga podjęcie stojącego przed nami zadania. Obiecuje raczej przytłaczająco długą, wyboistą i ciernistą drogę. Nie uciszy doraźnych niepokojów – początkowo może nawet wywołać więcej obaw, podsycać podejrzliwość i animozje. Niemniej nie wierzę, że istnieje alternatywa, jakieś wygodniejsze, mniej ryzykowne i skrótowe rozwiązanie problemu. Ludzkość znalazła się w kryzysie – a wyjście z niego prowadzi przez ludzką solidarność. Zamiast niej jest alienacja podsycana przez brak dialogu i obojętność. A wszystko przez ten chory, głupi ludzkiej element natury, który zrobi wszystko, by zachować osiągnięty status quo.
W dalszej perspektywie – na własną zgubę.

Książkę wpisuję na mój top czytanych w 2016 roku.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

Obcy u naszych drzwi [Zygmunt Bauman]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Popularnonaukowe

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *