Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Grandhotel – Jaroslav Rudiš

21 marca 2019

Grandhotel: powieść nad chmurami– Jaroslav Rudiš
Przełożyła Katarzyna Dudzic
Wydawnictwo Czeskie Klimaty , 2013 , 236 stron
Literatura czeska

Polubiłam błądzić ścieżkami myśli w przebogatej wyobraźni tego autora dzięki powieści Koniec punku w Helsinkach.
Poprzednio wkręcił mnie w kołowrót czasu przeszłego z teraźniejszym. Tym razem porwał mnie w przestrzeń. Hen, wysoko! Między chmury, a nawet ponad nimi, jak zapowiadał słusznie podtytuł tej książki. A dokładnie do hotelu Grandhotel zbudowanego na wysokości tysiąca dwunastu metrów nad poziomem morza niczym fabryka chmur, chociaż z wyglądu przypominał rakietę o wysokości dziewięćdziesięciu metrów. Zagubionego w najpiękniejszym miejscu świata, gdzie kończy się ziemia, a zaczyna niebo. Położonego na szczycie góry Ještĕd, z której roztaczał się panoramiczny widok na miasto Liberec, leżące u jej podnóża. Do miejsca, w którym hulał wiatr i na korytarzach którego można było spotkać ludzi żywych i tych, którzy odeszli już w niepamięć.
Ale do tego jeszcze dojdę. – jak mawiał główny bohater i zarazem narrator – Fleischman.
Chociaż to nie jedyne jego określenie. Nazywany był jeszcze Pogodynką, Barometrem, Soplem, Termometrem, Chmuromirem i Waligruchą. Tego ostatniego nie muszę tłumaczyć, ale wszystkie wcześniejsze nawiązywały do jego obsesji – pogody. To ona była dla niego najważniejsza i to ona piętnowała, określała i wyznaczała najważniejsze momenty jego życia. To o jej opis, określenie i stan dopominał się w historiach opowiadanych przez innych. To w jego opowieści o chmurach, temperaturze, wyżach, ciśnieniu, prądach wietrznych i mgle umieszczał pozostałych bohaterów. Zagubionych lub pogubionych mieszkańców i pracowników hotelu. Zawieszonych, zabłąkanych w swoim życiu tak, jak hotel, którego byli lokatorami. Razem z tymi, których na świecie już nie było, a których dostrzegał Fleischman, traktując ich jak żywych.
W opowieści niezwykłej.
Bo i Fleischman nie był przeciętny, a według niektórych nienormalny. Postrzegał świat inaczej niż pozostali. Widział prościej, wyraźniej i więcej. Wygładzał skomplikowanie postrzegania innych. Tłumaczył na swój sposób poplątane, ambiwalentne i niekonsekwentne zachowania otaczających go ludzi. Akcentował istotę rzeczy niedostrzeganą przez pozostałych. I najważniejsze – znał swój cel. Sen, marzenie, które pragnął zrealizować. Ten piękny monolog utkany z absurdów wypowiadał nie po to, by się użalać nad sobą lub by dzielić się swoją traumą z dzieciństwa, bo od tego miał panią doktor, ale po to, by dojść przede wszystkim do samego siebie. Do środka samego siebie. A jak się okazało na końcu również do środka każdej opisywanej postaci i do środka samej mnie.
Do linii życia, którą posiada każdy z nas.
Fleischman w swoich wykresach z pogodą. Franz w swoich martwych kolegach. Zuzanna w testach. Jégr w muzeum bloku wschodniego. Patka w butelkach hepilajfu. Każdy. Również i ja. Łatwo się domyślić – w książkach. To moje chmury. Moja pogoda. I moje określenie używane przez kolegę – Biblioteczka. Zaglądam do nich, by zrozumieć, w którym kierunku kręci się świat. Pytam się o nie, by osadzić człowieka w rzeczywistości lub w światopoglądzie. Rozglądam się za nimi w nowym miejscu, by określić wspólny punkt lub styczność z realiami ludzi mnie goszczących. I wreszcie – niestrudzenie podsuwam je innym, by pomóc się im odnaleźć.
Ale uwaga!
Te życiowe konteksty mogą ściągać w dół lub dodawać skrzydeł. Nie zdradzę od czego to zależy. Nie zdradzę też, w którym kierunku poszybował Fleischman z tarasu swojego hotelu. Podpowiem tylko, że warto mu zaufać i podać mu dłoń przed skokiem. Dodam więcej słowami innego czytelnika, umieszczonymi na okładkowym skrzydełku:

 

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

 Powieść doczekała się ekranizacji.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść psychologiczna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *