Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Gorąca krew – Irène Némirovsky

21 marca 2019

Gorąca krew – Irène Némirovsky
Przełożyła Joanna Prądzyńska
Wydawnictwo Albatros Andrzej Kuryłowicz , 2008 , 198 stron
Literatura francuska

Bardzo nośny, łatwo kojarzony przeze mnie tytuł z popularnym sloganem tłumaczącym zachowania na pograniczu szaleństwa, z burzliwą młodością, obrazoburczymi pomysłami, odwagą łamania zastanych, utrwalonych przez dziedziczenie norm społecznych, ale przede wszystkim z radością i szczęściem przeżywanych emocji związanych z zakochaniem się, z zatraceniem w miłości. Okazująca sobie czułość para na okładce dodatkowo utwierdzała mnie w tych pierwszych wrażeniach.
Nie pomyślałam o jednym. Pierwsze wrażenia nie dały mi podstaw do tego, że na ten czas gorącej krwi można spojrzeć również z perspektywy starszego człowieka, który przeżył w młodości wszystkie emocjonalne wzloty i zawirowania, poddał się kiedyś instynktowi destrukcji, podliczając na starość bilans strat i zysków, wyliczając grzechy młodości, by z perspektywy czasu żałować ich.
I tak też autorka skonstruowała swoją opowieść o ogniu rozpalającym pragnienia, dotykającym każdego w życiu przynajmniej raz, który zmienił i nienaturalnie zniekształcił bieg jego życia. O przewadze instynktu nad rozumem i złudnej sile rozsądku. Historię dwóch młodych mężatek zakochanych w jednym mężczyźnie opowiadaną przez stryja jednej z nich. Człowieka już w podeszłym wieku, który mówił o sobie – Jestem jak stary pies, który przygląda się obojętnie harcującym myszom. Jego dystans do rozgrywających się wydarzeń wyciszał burzliwe emocje, grozę czynów, wymiar moralny postępowania młodych, w których odezwała się destrukcyjna siła gorącej krwi, pozwalając mi na chłodny odbiór biegu wypadków, wymykających się bohaterom spod kontroli. Zrozumienie narratora, a nawet pomoc poprzez przemilczenie widzianych faktów i niewtrącanie się do spraw młodych, tłumaczyły jego własne wspomnienia czasów, w których i w nim odezwało się szaleństwo chwili, przypominający bardziej atak gorączki, szału. Miał świadomość, że nie ma takiej siły, która by tę przypadłość uleczyła, zlikwidowała, unicestwiła. Miał pewność, że walka wbrew naturze z góry była skazana na niepowodzenie, mimo że skutki psychiczne i społeczne, jakie ponosili winni, były zawsze nieuniknione i bardzo wysokie. Jednocześnie był jedyną taką wyrozumiałą osobą w wiejskim środowisku wobec, toczących się z efektem kuli śnieżnej, wydarzeń. Pozostali – rodzina i sąsiedzi – zapomnieli o tym lub wyparli się przeszłości pragnąc tylko świętego spokoju, namiastki szczęścia. Ostracyzm społeczny włącznie z wykluczeniem ze społeczności działał jak dobrze naoliwiony, bezduszny mechanizm.
Pomimo przewrotnego tytułu smutna to dla mnie, a nawet przygnębiająca opowieść. Z jednej strony miała na to wpływ narracja człowieka patrzącego z dystansu wieku i czasu na miłość jak na niszczącą przypadłość młodości, jak na chorobę pozostawiającą po sobie okaleczające duszę skutki, a z drugiej strony wojenne czasy, w których tę powieść autorka napisała. Jako Żydówka mieszkająca w okupowanej przez Niemców Francji, nie czuła się bezpiecznie. To zagrożenie, niepewność, smutek, patrzenie na życie, jakby miało się zakończyć dla niej w wieku czterdziestu lat, czułam w każdym zdaniu powieści, jakby przeczuwała swój nieuchronny los. Nawet w opisie środowiska rozgrywanych wydarzeń. Ludzi zamkniętych na problemy i nieszczęścia innych, zwłaszcza obcych, w którym nikt nie ufa sąsiadom, każdy pilnuje własnego nosa, sieje, zbiera i liczy swój zysk.

 

 

O tym, że pisarka zginęła zamordowana w Auschwitz, a publikacja tej powieści nastąpiła dopiero w 1958 roku, przeczytałam w przedmowie. Informacje w niej umieszczone były mi pomocne w zrozumieniu genezy smutnego nastroju, jakim przepojona jest powieść, ale jednocześnie nadała książce charakter swoistego epitafium zmarłej autorki. Zabieg wydawcy zaznaczający miejsce w taki sposób:

 

 

w którym mąż autorki zakończył przepisywanie rękopisu w połowie powieści tuż po aresztowaniu żony, spotęgowało to wrażenie.
Są książki, które trudno oceniać merytorycznie, kiedy emocje związane z okolicznościami ich tworzenia, powstawania, przechowywania jak najdroższej pamiątki po zmarłym, a potem wydawane niemalże jak relikwie, uniemożliwiają odniesienie się tylko do ich treści.
Ta książka właśnie do takich należy.

 

 

Książkę wygrałam w loterii zorganizowanej przez Agnes, do której dołączyła kilka ciepłych słów.
Dziękuję.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *