Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Gaumardżos! – Anna Dziewit-Meller , Marcin Meller

21 marca 2019

Gaumardżos!: opowieści z Gruzji – Anna Dziewit-Meller , Marcin Meller
Wydawnictwo Świat Książki , 2011 , 392 strony
Literatura polska

Biorąc tę książkę do ręki, przepięknie wydaną, z mnóstwem fotografii, z mapami (geograficzną i polityczną) Gruzji na wewnętrznych stronach okładek:

 

 

zadałam sobie takie samo pytanie, jak znajomi autorów, ciekawi jej charakteru – To będzie przewodnik, książka podróżnicza czy zbiór reportaży? I już we wstępie otrzymałam odpowiedź – żadne z nich. I jak na książkę o Gruzji przystało, która sztuką biesiadowania i jedzeniem stoi, autorzy porównali ją do szaszłyka. To był też pierwotny zamysł nadania właśnie takiego tytułu. Całkiem zresztą uzasadnionego. Bo ta książka to faktycznie taki literacki szaszłyk. Wszystkiego w niej po małym kawałku: polityki, miłości, krajobrazów, sztuki, folkloru, historii, wojny, a między nimi mnóstwo gruzińskich przyjaciół i znajomych autorskiej pary. To poprzez losy zwykłych ludzi, poprzez ich historie, opowiadane są dzieje Gruzji. Te dawne i te współczesne. To dzięki nim Gruzja nabrała dla mnie cech szczególnych, charakterystycznych, indywidualnych, bliskich, gdzie tragedia narodowa dzieląca naród w osądach czynu (porwanie rosyjskiego samolotu) była przede wszystkim tragedią samych porywaczy i ich rodzin. Gdzie konflikty zbrojne między nacjami zamieszkującymi Gruzję były tłem politycznych podziałów rodzin, stawiające mnie w bezradnym rozdarciu między obu racjami prawa do swojej ziemi. Gdzie stół, ten w domu:

 

 

i ten zorganizowany z niczego na stoku góry:

 

 

a na nim jedzenie z nieodłączną czaczą (rodzaj alkoholu) i chinkali (rodzaj pierogów z nadzieniem mięsnym), z rytuałem biesiadowania i długimi toastami kończonymi obowiązkowo zawołaniem „Gaumardżos!”, urastał do sceny teatralnej z wiodącą rolą tamady, prowadzącym całą te suprę-spektakl. Gdzie jednym z charakterystycznych symboli kraju jest obraz nie ze sceną bitewną chwalącą mężność i waleczność narodu, ale Uczta w pergoli:

 

 

z jakże mądrym komentarzem autorki – Przyznajmy uczciwie, że wspaniała jest kultura, która na swoich najważniejszych obrazach umieszcza nie pola bitew, nie zwłoki rycerskie i połamane chorągwie, ale ucztę, ludzi, którzy są szczęśliwi. Gdzie rozdzierająca mi serce historia Gruzina i Polki, nie miała prawa do przyszłości w czasach komunizmu i ustrojowych przemian obu państw. Do tej pory słyszę rozpaczliwy krzyk KATARINA!!! za odjeżdżającą miłością z lat młodości, ukochaną małą Poljanką, którą po kilkunastu latach od rozstania, Mamuka kochał tak samo, jak w dniu poznania Katarzyny:

 

 

I mimo, że w opowieści nie padło ani razu jej nazwisko (znalazłam jego potwierdzenie dopiero na końcu, w odautorskich podziękowaniach), od razu rozpoznałam tę przesympatyczną twarz znanej w Polsce artystki.
A wielość tego zgromadzonego materiału z niejednego życia, z niejednej historii, z niejednego losu, przyrządzona i przyprawiona miłością do tego kraju, do drugiej ojczyzny, w której Państwo Meller wzięli ślub i wyprawili wesele, zaowocowała również różnorodnością opowieści przebogatych w emocje. Te żywe, rozedrgane, ryzykanckie, bezpruderyjne w mocnych słowach, z rozmachem i wicem, ze strachem i szaleństwem, na granicy zdrowego rozsądku, a może nawet z jej przekroczeniem, Marcina Mellera, po których on zapijał ich skrajność z ucieczki spod snajperskich kul lub z tonącego statku, padając z wyczerpania z nóg, a ja kończyłam czytać rozdział z rozbawieniem lub całkowitym stuporem uwagi. Wtedy z pomocą złapania chwili oddechu przychodziła Anna, jego żona i jej kobiece, łagodne, rozsądne podejście do życia. Skupiająca się na kobiecym świecie Gruzinki i jej roli w historii, w społeczeństwie, rodzinie i małżeństwie. Na radościach i problemach, na których zobaczenie i opisanie mężczyźni nie mają szansy. Gdzie nadmiar alkoholu, gruzińska fantazja, brak pośpiechu, radość życia i trwanie według własnego, niezależnego zegara, mógł irytować lub wprawiać w popłoch i lęk o własne życie. Zwłaszcza prowadzenie samochodu pod wpływem czaczy po stromej, górskiej drodze. Zresztą oboje uprzedzili we wstępie, że ich opowieści nie będą tylko słodkie, że podczas jedzenia tego szaszłyku może boleśnie zaszczypać w język, zapiec do żywego, zaboleć wytknięta wada. Starali się być obiektywni w swoich opowieściach. To prawda, ale… zaraz usprawiedliwiali swoich przyjaciół powszechnie przyjętymi wśród Gruzinów powiedzeniami: To jest Gruzja! i Georgia Maybe Time. Trzeba być nią bezgranicznie zauroczonym, zakochanym całym sercem, żeby aż tak patrzeć na przybrany kraj przez różowe okulary.
Ale to dobrze. Tak ma być. Pokazywanie innych narodów z ich najlepszej strony to bardzo dobry sposób na zachęcenie do wyjazdu, do podróży, do poznawania inności, do zdobywania przyjaciół poza granicami Polski, a przede wszystkim do zrozumienia. Bo my w Gruzinach już ich mamy, dzięki Lechowi Kaczyńskiemu. I nie jest to z ich strony ślepa miłość, ale docenienie gestu poparcia niewielkiego kraju samotnie walczącego o niezależność, o każdy skrawek ziemi z potężną Rosją. Jakże oni wydawali mi się w wielu momentach podobni do nas, Polaków. Te biesiady, ta gościnność, rola kobiety, fantazja, miłość do nadmiernego jedzenia i picia (w tym obowiązkowo alkoholu w ogromnych ilościach), duma narodowa, walka o niepodległość, religijność, podobieństwo postaci historycznych (królowa Tamara – królowa Jadwiga), czy ze świata sztuki (Pirosmani – Nikifor). Tylko, że u Gruzinów z podwójną dawką energii, z fantazją podniesioną do kwadratu i dwa razy większym rozmachem, graniczących niemalże ze zdrowym rozsądkiem i logiką.
Czy chciałabym tam pojechać?
Z jednej strony tak, bardzo. Wiem, że nie zginęłabym z głodu, pragnienia czy dachu nad głową. Ale z drugiej strony mogłabym ponieść śmierć z przejedzenia i przepicia, z groźbą utknięcia w jednym miejscu na czas bliżej nieokreślony.
Z podjęciem ostatecznej decyzji trzeba się śpieszyć. Ten świat zaczyna odchodzić. Wprawdzie powoli, ale wielu rzeczy, zjawisk, zdarzeń, emocji można będzie już nie doświadczyć.
Zupełnie jak w u nas, jak w Polsce.

 

Gaumardżos [Marcin Dziewit-Meller]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

 

 

A tutaj obejrzałam trailer książki.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Podróżnicze

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *