Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Fala po burzy – Doris Lessing

21 marca 2019

Fala po burzy – Doris Lessing
Przełożyła Magdalena Słysz
Wydawnictwo Albatros A. Kuryłowicz , 2010 , 431 stron
Cykl Dzieci Przemocy ; Część 3
Literatura angielska

Trzecia część cyklu Dzieci Przemocy nie powinna być dla mnie zaskoczeniem. Wiedziałam, że Martha po odejściu od męża i rezygnacji z roli żony i matki, całkowicie odda się polityce. Energicznemu budowaniu wraz z przyjaciółmi komórki partii komunistycznej w miasteczku.
A jednak była i to potrójnym.
Pierwszą niespodzianką był mój opór i niechęć do przełamania własnych, negatywnych doświadczeń z ustrojem socjalistycznym. Przykre odczucia pojawiały się za każdym razem na widok wyrazów tak znienawidzonej przeze mnie „czerwonej” nomenklatury języka propagandy: komunizm, komunista, reakcjoniści, partia socjalistyczna, samokrytyka, Armia Czerwona, uciśnione masy pracujące, towarzysze, marksistowska analiza, kapitalistyczny reżim i wielu, wielu podobnych. Opisów socjotechnicznych mechanizmów manipulacyjnych stosowanych w pracy ideologicznej z ludźmi. Tak pusto brzmiących dla mnie haseł politruków i wreszcie ślepotę bezkrytycznie zaangażowanych w ideę ludzi. Chociaż tych ostatnich było mi raczej żal. Miałam wrażenie, że czytam jakąś propagandową książkę z lat 70. Na szczęście zwyciężyła ciekawość. Znałam efekt końcowy życia w państwie socjalistycznym, ale chciałam poznać narodziny ruchu poza Europą, mechanizmy go zaszczepiające w odmiennych warunkach geograficznych (ile razy upał miał wpływ również na temperaturę przebiegu zebrań!), gospodarczych i politycznych, sposoby wpływania na świadomość zróżnicowanej i podzielonej miejscowej społeczności, sposoby forsowania i samą walkę tworzenia partii od podstaw na zupełnie nowym, afrykańskim gruncie. I muszę przyznać, że nie było łatwo. Powieść faktycznie przypominała cierpienie i ból towarzyszący porodowi z jego odpływami-porażkami i ponownymi zrywami-walkami o istnienie i przetrwanie partii. Werbowanie nowych osób, których rotacja wynikająca z sytuacji politycznej kraju i świata, uniemożliwiała stały skład i pracę nad świadomością jej członków. Antagonizmy społeczne na tle rasowym, bo przecież w Anglii można sobie być socjalistą, ale tu to oznacza podważanie supremacji białych. Rozłamy wewnątrzpartyjne będące echem stalinowskiej, negatywnej polityki przeciwko trockistom. Podziały klasowe i ideologiczne wśród społeczności białych. Osobiste, egoistyczne rozgrywki personalne między przywódcami i członkami partii. Nieadekwatna, niezrozumiała, wręcz wywołująca żarty i śmiech, nieprzystająca polityka Związku Radzieckiego do warunków społeczno-politycznych w afrykańskich krajach kolonialnych. To wszystko przytłaczało mnie, deprymowało, a jednocześnie wzbudzało podziw dla umiejętności pokazania przez autorkę całej złożoności sieci zależności obserwowanego przeze mnie zjawiska, od strony uczestniczących w nim biernie lub czynnie poszczególnych członków.
A w tym politycznym zamęcie, burzy walki ideologicznej o każdy umysł – odsunięta na dalszy plan Martha. I to było dla mnie drugim zaskoczeniem. Miejsce głównej bohaterki całkowicie zajęła grupa polityczna, do której należała. Zawiodłam się na Marcie. Moje oczekiwania, że teraz nareszcie zacznie się realizować, rozwijać, osiągać stawiane cele, podążać wytyczonym szlakiem korzystając w pełni z odzyskanej z takim trudem wolności, zostały niespełnione. Ku mojemu rozżaleniu, a nawet złości, Martha jeden rodzaj niewoli zamieniła na inny. Od tej pory to partia rządziła jej życiem, wypełniając każdą, wolną od pracy zarobkowej, minutę jej życia zgodnie z zasadami dobrego komunisty. To partia określała jej poglądy, nie dopuszczając do umysłu jakiejkolwiek myśli krytycznej, nawet jeśli po drugiej stronie barykady stał jej przyjaciel, mentor myśli socjalistycznej z lat dziewczęcych. A już całkowicie popadłam w rozpacz, kiedy postanowiła z rozsądku, w celu ratowania z opresji partyjnego kolegi, wyjść za niego za mąż! I tak na własne życzenie, znalazła się w punkcie wyjścia, a raczej w jej gorszej wersji – nie tylko w klatce małżeńskiej, ale i partyjnej. Znając Marthę, a zdążyłam się już z nią dosyć blisko zaprzyjaźnić, z łatwością mogłam przewidzieć, z wyprzedzeniem kolejnych 100 stron, jak skończy się ten podwójny mezalians.
Na szczęście trzecie, ostatnie zaskoczenie, efekt porodu trwającego przez całą opowieść, okazało się być słodkim ukojeniem moich skołatanych nerwów skomplikowaną polityką i bezmyślnym, a raczej bezwolnym postępowaniem Marthy. Jakie? Nie napiszę, może tylko tyle, że przyjęte przeze mnie z radością i ulgą. OGROMNĄ ulgą!
A Martha?
Po dwóch latach przygody z komunizmem nadal zadaje sobie pytanie: dlaczego cały czas słucham echa głosów innych ludzi w tym, co mówię i co robię? Prawda jest taka, że jestem nikim, jeszcze nikim.
Cały czas czekam, aż ta zagubiona kobieta znajdzie „człowieczeństwo”, którego tak usilnie szuka po omacku jak kret. Może w części czwartej? Ale żeby się o tym przekonać, muszę poczekać aż do jej grudniowej premiery.

 

 

Na stronie autorskiej pisarki zobaczyłam również wydanie amerykańskie całego cyklu w trzech tomach i muszę przyznać, że też nie popisali się zmysłem estetycznym. Czyżby powieści autorki były aż tak trudnym wyzwaniem dla grafików?

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *