Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Biblia w malarstwie – Bożena Fabiani

21 marca 2019

Biblia w malarstwie – Bożena Fabiani
Wydawnictwo Naukowe PWN , 2017 , 408 stron

Literatura polska

   Powtórka z rozrywki!

   Chociaż nie do końca. Wprawdzie to wydanie zawiera w sobie treści z czytanego już przeze mnie Starego Testamentu w malarstwie, ale jeszcze nieczytanych Gawęd o sztuce sakralnej. Poza tym ja nigdy nie mam dosyć oglądania, analizowania, interpretowania i odkodowywania obrazów. Nigdy dość gawęd autorki przekazującej w takiej formie swoją przebogatą wiedzę emanującą wrażeniami. A poza tym forma albumowa skłoniła autorkę do wprowadzenia paru zmian, a tym samym trochę odmienności. Przede wszystkim skrótów opisów poświęconych biografiom artystów oraz ich obrazom. Zauważyłam też wiele interpretacji bez ilustrującego ich dzieła. W ramach rekompensaty wzbogaciła album swoimi wierszami inspirowanymi Ewangelią, tu i ówdzie umieszczanymi obok lub na obrazie.

Zachowała przy tym chronologię epizodów biblijnych, przytaczając je w cytatach ze źródła, uzupełniając wiedzą historyczną, a dopiero potem przedstawiając je „pędzlem malarza”, rzadziej „dłutem rzeźbiarza”, by wzbogacić refleksjami i dygresjami pochodzącymi z własnych doświadczeń, dochodzeń, śledztw, odkryć i wniosków. Stworzyła w ten sposób emocjonalny album, pięknie wydany przez wydawcę: w twardej oprawie, z kredowanym papierem, bogato ilustrowany.

Z  treścią inspirowaną Biblią, gromadząc w nim wybrane obrazy, które, jej zdaniem, pod względem estetycznym, filozoficznym, ekspresyjnym, przesłaniowym, filozoficznym, technicznym czy unikatowym, były tego warte. Namawiając przy tym do studiowania obrazów z lupą w ręku, bo tak to czyniła sama, uczyła „czytać” od szczegółów do ogółu, odsyłając do stron w Internecie, gdzie mogłam zobaczyć na przykład Wieżę Babel Pietera Bruegela  starszego w 22 szczegółach. Uczyła odkodowywać symbolikę i przekaz artysty. Wiązała jego treść z biografią twórcy, miejscem i epoką, w których żył. Ukazana w ten sposób panorama historyczna w tle tworzyła jednocześnie obraz zmieniającej się myśli, prądów ideologicznych, obyczajów, sposobów podejścia do tematu w jego interpretacji i ukazaniu, zmieniającej się techniki warsztatu, popełnianych błędów wynikających z niepełnej wiedzy, a tym samym nieadekwatnej interpretacji (słynne „rogi” Mojżesza), ale też i wizji proroczych lub stylów przekazów wyprzedzających epokę twórców.

   Autorka obrazy ożywiała!

   Bez jej wsparcia i przewodnictwa niewiele wiedziałabym o Skrusze Nikolaja Gaya. Uniwersalny tytuł niewiele powiedziałby mi. Wiedziałabym tylko, że bardzo mi się spodobał, nie wiedząc dlaczego. Teraz wiem, a nawet czuję go. Aż trudno powstrzymać się przed chuchnięciem, licząc na obłok pary, mimo wiedzy, że przeraźliwy chłód pochodzi z mojego własnego wnętrza, przejętego z serca Judasza, który właśnie śledzi oddalającego się, zdradzonego Jezusa z żołnierską eskortą. Można poczuć w tym momencie stan zdrajcy. Tę chwilę. Ten moment. Taki dokładnie był efekt malowania słowem w stylu Pietera Paula Rubensa przez moją przewodniczkę. Nadawała ciężkim tematycznie dziełom lekkości w gawędzie, głębię kontekstu historyczno-biograficznego, otwartości kompozycji pozwalającej dopowiadać mi własny, dalszy ciąg historii, jedności opisu sceny, w której każda cząstka miał swój cel i sens oraz tajemniczości przekazywanej w nastrojowości, emocjach lub sekrecie, którego zdarzało się jej nie odkryć. Była wrażliwym medium, któremu udało się przekazać ducha artysty w sztuce sakralnej. A jeśli ten duch poparty był tragicznymi wydarzeniami z jego życia, to nie dziwię się mojej pierwszej reakcji, gdy odwróciłam kartę i ujrzałam obraz Artemizji Gentileschi:

Przerażenie i obrzydzenie na sublimację gwałtu, krzywdy, zdrady, oszustwa i zemsty malarki na gwałcicielu w scenie Judyty i Holofernesa. Siła jego ekspresji przewyższyła tak ulubione przeze mnie nokturny.

   Drugim obrazem, który porwał mnie dla odmiany finezją i sztuką przekazu był Józef cieśla Pietra Annigoniego. Aby to dostrzec, docenić i wpaść w zachwyt, należy spojrzeć na niego z dalszej perspektywy tak, jak ukazała to autorka.

Zobaczyła go we Florencji, w bocznej kaplicy kościoła San Lorenzo. Wzbudził w niej zachwyt wieloma walorami, ale jeden, decydujący, nie wymaga bezpośredniego obcowania, by osiągnąć ten sam stan. To gra światła i świadomość odbiorcy przyszłości głównego bohatera, skupione w jednym punkcie, w jednym symbolu, który mimowolnie przyciąga wzrok – krzyż.

    Całość osiągnęła we mnie, czytelniku, jeden cel, o którym napisała cytowana przez autorkę, Anna Kamieńska radząca powierzyć się Rozumowi przekraczającemu nasz rozum i Światu przekraczającemu nasz świat. Nie zacieśniać się do naszych ludzkich ograniczeń. A jeśli nie możemy z nich wyjść, to przynajmniej miejmy świadomość ich niewystarczalności.

   Dokładnie z takim odczuciem pozostawił mnie ten album.

   Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Popularnonaukowe

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *