Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Zawadiaka – Jerzy Konrad Maciejewski

21 marca 2019

Zawadiaka: dzienniki frontowe 1914-1920 – Jerzy Konrad Maciejewski
Wydawnictwo Ośrodek Karta , 2015 , 424 strony
Seria Świadectwa. XX Wiek: Polska
Literatura polska

Mikroświat wyłowiony z wiru I wojny światowej!
Gdybym sięgnęła do treści publikacji Polski wir I wojny, na którą składały się wspomnienia, wypowiedzi oraz dokumenty osób znanych i nieznanych, pochodzących ze wszystkich warstw społecznych polskiego narodu (chociaż nie tylko), a które razem składały się na opis obrazu tuż przed wybuchem wojny, a potem jej przebiegu, to wyłowiony przypadkowo jeden z jej elementów mógłby być historią autora tych wspomnień. Dlatego potraktowałam je jak kontynuację poprzedniej pozycji, jak przejście od ogółu do szczegółu, jak zoom ukazujący detale wcześniejszego, szerszego, ogólniejszego spojrzenia z wielu punktów widzenia.
Miałam przed sobą wspomnienia subiektywne i niezwykle osobiste, a nawet bardzo intymne. O ten ich ostatni charakter autor miał do siebie najwięcej pretensji, pisząc – …skrupulatnie notuję, gdziem był, com jadł i najważniejsze… do kogom się zalecał. Zdawać się może, że chuć dominowała nad każdym moim krokiem i pomyśleniem, że żarcie i poszukiwanie samicy było jedynym moim celem. Nie przejęłam się tymi wyrzutami, nie raziły mnie też aż tak bezduszne określenia życia seksualnego (po lekturze tej pozycji można do tego przywyknąć),bo też nie przez taki pryzmat (chociaż bardzo ciekawy, przyznaję, bo rzadko z taką szczerością opisywany) patrzyłam na jego życie. O wiele bardziej ciekawiły mnie losy nastolatka wychowywanego przez owdowiałą matkę. Najstarszego syna w rodzinie, na którego młodziutkich barkach spoczął ciężar życia w skrajnych okolicznościach, w którym głód i „kombinowanie”, by go zaspokoić, zmuszały do wstydliwych czynów i takich refleksji – Jestem darmozjadem. (…) Och, bo i ból, i wstyd zarazem…. Ból, kiedy własna matka wygania z domu, odmawia jedzenia, czyni wyrzuty, by móc nakarmić młodsze, niezaradne rodzeństwo. Wir wojny, powszechny głód, zniszczenia i okrucieństwa przetaczających się wojsk przez terytoria, na których przebywał, brak stabilizacji i pracy, którą stale tracił oraz poczucie, że chociaż praca już wre, dla nas, młodych, miejsca nie ma, przyczyniło się do przekonania – Cóż robić! Nie ma dla mnie miejsca w odrodzonej Polsce. Jestem niczym… Więc idźmy bronić Kresów przed zalewem Ukraińców.
I poszedł!

Był rok 1918 i miał dopiero 17 lat, kiedy zapisał się do I Warszawskiego Baonu Ochotniczego Oddziału Odsieczy Lwowa, trafiając do 19 Pułku Piechoty. Ten rok oficjalnie uznany za cezurę czasową odzyskania przez Polskę niepodległości, tak naprawdę oznaczał dopiero początek walki o stabilizację i ostateczne jej granice. Autor posłowia, prof. dr hab. Janusz Odziemkowski, opisał go tak – Chociaż więc Polska powstała do niepodległego bytu jesienią 1918 roku i co więcej – została uznana przez mocarstwa Ententy – nie było żadnych gwarancji, że przetrwa. Autor wspomnień natomiast oficjalne ustalenia podsumowywał tak – Dnia 23 czerwca witały salwy armatnie podpisanie traktatu w Wersalu, tłumy szalały z entuzjazmem, a my… błądziliśmy po polach i lasach Małopolski, szukając owego odcinka, który w porę niezałatany mógł zachwiać całym naszym frontem… Działania militarne o polskie granice trwały nadal, znacząc swój szlak smrodem rozkładającego się ścierwa końskiego i zostawiając za sobą zgliszcza, płacz, przekleństwa i trupy….
Walka, pomimo ustaleń oficjalnych, trwała nadal.
A autor dzienników opisał między innymi właśnie tę końcową fazę działań wojennych o ostateczne granice wschodnie, zaczynając jako cywilny obserwator pierwszym wpisem 24 marca 1915 roku, a kończąc już jako żołnierz wpisem ostatnim – 8 marca 1920 roku. Notowane częściej lub rzadziej, ale systematycznie, ukazywały wojnę z punktu widzenia podoficera. Czasami nie do końca pojmującego swoją rolę i sytuację, w której się znajdował, zastanawiając się – Po co ta wojna?! Odbieramy Kresy? Ależ na tych „Kresach” 80 procent ludności to Rusini, Żydzi lub Rosjanie, a więc – wrodzy. Często nieświadomego swojego położenia i szerszej perspektywy na przydarzające mu się sytuacje bojowe, jednocześnie pełnego zapału, ale i wahań. Jednak zawsze gotowego do pójścia w bój, do parcia naprzód. Nie nazywał się jednak bohaterem. Przyznawał się wielokrotnie do lęku i strachu, wyznając – Mijają te dnie, tygodnie, miesiące… I żyję tak bez celu, z dnia na dzień, od wyprawy do jakiejś potyczki lub bitwy i nad wszelkimi uczuciami góruje obawa śmierci i chęć życia. Prosił matkę w listach o wystaranie się o zwolnienie z wojska. Nie potępiałam go.
Rozumiałam.
Bo i obrazy, które musiał oglądać w najokrutniejszym wydaniu wojennym, i sytuacje tragiczne, od których odwracał wzrok, on, żołnierz, który niejedno już zobaczył, włącznie z samobójstwem swojego przełożonego, systematyczne ocieranie się o własną śmierć, mogły i miały prawo budzić w nim wyrzuty sumienia i stawiać pytania o sens wojny jako takiej. Bezmyślne znęcanie się nad jeńcami, gwałty na kobietach, bezlitosny rabunek ludności cywilnej i ich mordowanie, wszechobecna śmierć w okopach, ale i w zagrodach chłopskich, skrajnie trudne warunki życia między walkami, rodziły w nim sprzeciw – Czuję, że z dnia na dzień robię się coraz większym przeciwnikiem wojny. Całe moje jestestwo krzyczy: dosyć wojny! Dosyć tych mordów! By na końcu swojego buntu dodać – Gdybym nie był żołnierzem, zostałbym anarchistą.
Można więc potraktować wspomnienia autora jako obraz procesu dojrzewania nastolatka, który w skrajanych warunkach wojennych musiał w przyśpieszonym tempie zostać mężczyzną fizycznie i psychicznie. Można też zobaczyć w dziennikach dokument świadczący o losach jednego Polaka walczącego o wolność swojego kraju lub wąskiego wycinka historii narodu polskiego czy wreszcie swoistą kronikę szlaku bojowego 19 pp Obrońców Lwowa.
Ale ja w nich zauważyłam coś jeszcze.
Położenie narodu żydowskiego w tym wirze wojny. Nie do pozazdroszczenia. Sam autor nie krył swojego negatywnego nastawienia do Żydów, używając pogardliwie brzmiących określeń, podkreślając wyższość chrześcijan nad nimi czy obwiniając o inspirowanie komunizmu, ale jednocześnie i mimowolnie świadczył o ich mordowaniu, przyznając obiektywnie – W Berdyczowie urządzili żołnierze ukraińscy – spod znaku Petlury – rzeź Żydów. Tym to od każdego się obrywa. W tym ostatnim stwierdzeniu widziałam tragizm beznadziejności sytuacji ówczesnego narodu bez państwa.
Kiedy historycy używają frazy – aby ustabilizować front, masom kawalerii bolszewickiej dowództwo polskie postanowiło przeciwstawić masy kawalerii polskiej – wszystko wydaje się takie proste, czyste i jasne. Autor odkrył przede mną jej żywą, pulsującą, mroczną głębię gęstą od skrajnych emocji. Pełną realnych obrazów ze świszczącymi koło głowy kulami, odorem trupów, ludźmi z imionami i nazwiskami i przenikliwym krzykiem cierpienia. To jest prawdziwa historia! Nie szkodzi, że subiektywna i okrojona z szerszej perspektywy, ale za to namacalna, zapadająca w pamięć i trafiająca do serca. Po prostu człowiecza.
To właśnie po takich historiach odechciewa się wojny.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Zawadiaka [Jerzy Konrad Maciejewski]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *