Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Wszystko się spieprzyło, ale chyba będzie lepiej – Richard Fariña

21 marca 2019

Wszystko się spieprzyło, ale chyba będzie lepiej – Richard Fariña
Przełożył Tomasz Kłoszewski
Wydawnictwo Officyna , 2014 , 320 strony
Seria Twarze Kontrkultury
Literatura amerykańska

Intrygujący kolokwializm w tytule, potem spis treści z bardzo rozbudowanymi i zastanawiającymi rozdziałami,

 

a na końcu początek powieści, brzmiący jak zdanie z innej rzeczywistości – Młody Gnossos Pappadopoulis, włochaty Kubuś Puchatek, strażnik ognia, wracał z dalekiego rejsu po asfaltowych morzach wielkiej ziemi jałowej. – nie tylko pięknie się ze sobą łączyło i współbrzmiało, ale również zapowiadało ciekawą, szaloną jazdę bez zasad pod górę. Ale kiedy już się wspięłam na jej szczyt i kiedy spojrzałam za siebie, ogarniając swoje przeżycia razem z bohaterami, poczułam przyjemne, intelektualne zmęczenie.
To ostatnie zawdzięczam specyficznemu językowi autora.
Nie używał potocznego kodu porozumienia przeciętnych ludzi, bo jego bohater był niezwyczajny. Sam o sobie mówił – Biegun swój wybieram aktem woli, bowiem nie jestem zjonizowany i nie posiadam wartościowości. Możecie nazwać mnie obojętnym i niewyróżniającym się, lecz strzeżcie się, bom jest Cień gotowy do zmącenia jasności umysłów człowieczych. W taki sposób komunikował swoją wolność i niezależność oraz autonomię poglądów i zdolność uwodzenia słowem. Musiałam się nauczyć odczytywać treść zakodowaną w tego typu zdaniach, które były kwintesencją myśli bez granic i końca ciągu wywodów. Światem wyobraźni, który rozkładał przede mną wachlarzem pejzaży płaszczyzn rozumienia na wielu poziomach. Musiałam zaprząc do pracy wszystkie swoje narzędzia intelektualne oraz doświadczenie wyniesione z poprzednich lektur z serii Twarze Kontrkultury, by go pojąć. Po raz enty przyznaję rację autorom serii, że w bardzo przemyślany sposób publikują kolejne tytuły. Jest w tym logika i dbałość o czytelnika, który dzięki temu wyniesie maksimum przyjemności i wiedzy na temat lat sześćdziesiątych i jego kontekstów. Miałam i ja satysfakcję samodzielnego penetrowania i odkrywania umysłów bohaterów, ale i syntetyzowania przesłania opowieści o życiu amerykańskich studentów w campusie pod koniec lat 60., ze wszystkimi, szeroko pojętymi, kontekstami kulturowymi (mnóstwo w niej cytatów pisarzy, polityków, piosenkarzy, a nawet spikerów) tamtych czasów.
I wszystko jasne!
Cudowne lata studenckie. Nieważny kraj, narodowość czy czas. Zawsze jest tak samo albo bardzo podobnie. Różnice wynikają tylko z częstotliwości i zakresu korzystania z wolności. Bohaterowie tej powieści korzystali z niej skrajnie maksymalnie i permanentnie z małymi, niestety koniecznymi do bycia studentem, przerwami na naukę. Żyli chwilą i z dnia na dzień, ubarwiając je alkoholem, wszelkiego rodzaju narkotykami, seksem, przygodą i rewolucją mającą obalić władze uczelniane, które, o zgrozo!, chciały zaostrzyć normy moralne w domach studenckich. Dla ludzi, którzy stawiali drogowskazy i pokazywali im kierunki jedynego, słusznego sposobu życia, byli tymi, którzy dryfują bez celu po splątanych ścieżkach młodości, nieodpowiedzialni, niezdolni wybrać Właściwą Drogę w odpowiednim czasie. Nic dziwnego, że jakoś tak samo z siebie i nieoczekiwanie dla bohaterów wszystko się spieprzyło.
Od siebie mogę dodać – ale jaka piękna droga wiodła do tej katastrofy!
Po cichu chciałam, żeby tak było. Chciałam sobie przypomnieć ten powiew niezależności życia na własnych warunkach, szalonych decyzji, luksusu nieodpowiedzialności, absurdalnych wyborów, nieprzewidywalności ciągu dalszego i nieplanowanie (niechęć do planowania została mi do dziś) czegokolwiek. I w tym właśnie kryje się uniwersalność tej powieści. W stale obecnej młodości, której przeżywanie dla wszystkich jest wspólne. Rzadko kto rodzi się już dorosły tak, jak znany filozof Leszek Kołakowski, który w ten sposób zdeklarował swój stosunek do okresu adolescencji gdzieś, kiedyś w wywiadzie dla młodzieży. Ale tacy ludzie to wyjątki.
W tym momencie mogłam spocząć na laurach w odczytywaniu – co autor miał na myśli? Odwieczny bunt młodych przeciwko starszym pokoleniom, niezgoda na normy zastane i wprowadzanie własnych. Jednym słowem – kontrkultura!
Ale, ale! Nie dałam się zwieść bajerowi Gnossosa, a miał go opanowanego do perfekcji. Jedna historia posiadała kilka wersji, w zależności od słuchacza. A ja miałam zagadkę – która z nich jest prawdziwa? A może żadna? Tylko, w jakim celu?
Odpowiedź, którą znalazłam na to ostatnie pytanie, dawała mi klucz do podświadomości bohaterów, który otwierał drzwi do najskrytszych pragnień człowieka. Każdego. Musiałam się wczuć w rolę uważnego słuchacza-detektywa, by z treści szalonych, komicznych, absurdalnych, groteskowych, erotycznych, a czasami obrzydliwych przygód, wyłowić sygnały istnienia prawdziwych uczuć, pragnień i myśli ukrytych i zamaskowanych pod postawą pozera.
A było ich całe mnóstwo!
Nie bez powodu bohaterowie używali imion z dobrze wszystkim znanej bajki o Kubusiu Puchatku i jego przyjaciołach. Ba! Oni ją sobie wzajemnie czytali całymi fragmentami! To symboliczna ucieczka w świat dzieciństwa z lęku przed dorośnięciem. Przed wejściem w skomplikowany, często niezrozumiały i niedający poczucia bezpieczeństwa świat dorosłych. Chęć wytłumaczenia go sobie prostym, puchatkowym rozumkiem na zrozumiały, logiczny, jasny. Potwierdzało to szukanie własnej drogi u tych, którzy prawdopodobnie ją znaleźli, jak David żyjący w stabilnym gniazdku rodzinnym, u którego było przytulnie i bezpiecznie. Nie bez powodu w wolności seksualnej z każdą chętną dziewczyną Gnossos, nazywający siebie strażnikiem nieokiełznanego płomienia rozpusty, podkreślał swoją dziewiczość (a może prawiczość w jego przypadku) emocjonalną. Nieważne wszystkie ramiona, uda, piersi, krocza, kolana, języki, palce, włosy i pośladki, które zaliczył bądź znał. On czekał na wielką wygraną, na przecięcie trajektorii, na współrzędne wyznaczone boską dłonią, na zakreślony cyrklem szczyt paraboli w błękitnej ćwiartce koła Spełnienia. Tłumacząc z Gnossosa, którego uwielbiałam za ten zawoalowany język, na mój – czekał na wielką, jedyną miłość po wsze czasy. Kochać i być kochanym – jakież to podstawowe pragnienie człowieka. To w ponadczasowości jej przekazu kryje się siła i wieczna młodość tej powieści. Zadowoli każdego, kto kiedyś, z mniejszym lub większym bólem egzystencjalnym, dorastał. Mniej lub bardziej zbuntowany, zagubiony i poszukujący, oszukujący (przede wszystkim siebie) i oszukiwany.
Komu kiedyś wszystko się spieprzyło na własne życzenie, ale teraz chyba jest lepiej.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 Powieść doczekała się ekranizacji.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *