Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Urodzony w ZSRR – Vasile Ernu

21 marca 2019

Urodzony w ZSRR – Vasile Ernu
Przełożył Radosław Biniarz
Wydawnictwo Claroscuro , 2014 , 319 stron
Literatura rumuńska

Otrzymałam paszport!
Wielkie mi mecyje! – mógłby ktoś odpowiedzieć – żaden sukces i wysiłek. Norma! Tak, to prawda – dzisiaj, ale ten był wyjątkowy nawet jak na współczesne czasy. Miał nietypowo gruby trzon zawierający tak wiele wpisów, tyle wspomnień kryjących się za nimi, skojarzeń odgrzebanych z zakamarków pamięci i odnotowanych podróży w przeszłość, że przybrał formę książki.
A może książka przybrała formę paszportu?
Były złudnie podobne do siebie. Trudno było to jednoznacznie rozstrzygnąć. Okładka książki przypominała mi tę paszportową łącznie z charakterystyczną fakturą powierzchni,

 

okrągłymi rogami,

 

paginacją z obowiązkowym elementem urzędowego dokumentu – godłem państwa

 

i pierwszą stroną zawierającą podstawowe dane właściciela:

 

A zaraz za nią obszerna treść ukazująca same fakty. Jednak do tego stopnia bardzo subiektywne i osobiste, że wydawca na końcu książki/paszportu umieścił formułkę o nieponoszeniu odpowiedzialności za jego zawartość merytoryczną ani za zgodność treści utworu z prawdą historyczną.
Pomna ostrzeżenia, z paszportem w dłoni, udałam się w podróż na fali wspomnień jego właściciela do kraju, którego już nie ma i w którym, aby otrzymać tę „przepustkę do świata”, trzeba było mieć koneksje, środki lub podpisać lojalkę – do Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich. Do utopijnego projektu ludzkości – jak nazwał go autor – do którego żaden pociąg, żaden samolot i żadna droga nie prowadzą już. Ten paszport/książka to jedyny sposób na odwiedzenie kraju funkcjonującego w pamięci autora i to właśnie na tym polega wyjątkowość tego dokumentu/publikacji. I świetny pomysł wydawcy na intrygującą formę wydania, która jest dla mnie zawsze argumentem – żaden czytnik takich wrażeń nie dostarczy! To tylko i wyłącznie z tego powodu moja zaprzyjaźniona studentka sięgnęła po książkę i zanim się zorientowałam, że mi ją „podkradła” przed moim czytaniem, była już po lekturze. Zachwycona! Ale to młodzież, która uwielbia słuchać wspomnień z czasów komuny, widzianej chyba chętniej i częściej przez pryzmat filmów Stanisława Barei niż historycznych reportaży czy dokumentów.
Moje podejście było bardziej krytyczne, bo obciążone martyrologiczną lekturą, ale paradoksalnie sentymentalne w swoim podobieństwie do moich wspomnień. W efekcie przeżyłam bardzo ciekawe i zaskakujące doświadczenie, ponieważ do tej pory ZSRR poznawałam od jego oficjalnej, propagandowo kreowanej w mediach, strony oraz od jego działalności represyjnej – łagrów widzianych oczami jeńca wojennego, zesłańca, strażnika czy uciekinierów. Zapomniałam całkowicie (a może nie trafiłam na taką publikację?), że po drugiej stronie drutów żyli ludzie w tym samym totalitarnym ustroju, w którym to nie sztuka naśladowała życie, lecz życie musiało stać się sztuką. Tym, co wyróżnia wspomnienia autora na tle wspomnień zdecydowanie negatywnych lub zdecydowanie pozytywnych, była ich neutralność. Całkowity brak oceny ówczesnego życia w socjalizmie. A pisząc z takiej perspektywy bardzo łatwo popaść w gloryfikację, w niepamięć tego, co złe i częste podkreślanie, a czasem wyolbrzymianie tego, co było dobre lub tylko wydawało się pozytywne na fali nostalgii i tęsknoty.
Tutaj tego nie było.
Autor w przedmowie wyraźnie uprzedził i zwolenników, i przeciwników ZSRR, pisząc – To, co zamierzam tutaj popełnić, jest rodzajem archeologii życia codziennego Związku Radzieckiego, a archeologia nie oferuje klucza do jej zrozumienia, moralnego osądu lub wartościowania. Natomiast jego zadaniem, niczym naukowca, było wydobyć spod warstw niepamięci wszystkie charakterystyczne eksponaty jednoznacznie kojarzone z czasami socjalizmu w postaci bohaterów, sytuacji, wspomnień rzeczy i słów-kluczy, obudowując je kontekstami, skojarzeniami, opowieściami, anegdotami i atmosferą tamtych lat. Każdy rozdział posiadał główną osnowę, wokół której tkał historię ilustrowaną materiałami ikonograficznymi, fonograficznymi i video, które oglądałam i odsłuchiwałam na specjalnie do tego stworzonej stronie internetowej o charakterze przewodnika. Była więc i żwaczka (guma do żucia), plakat propagandowy, tualeta, muzyka, dowcip radziecki, napoje (nie tylko alkohol, ale i kwas chlebowy, którego tradycyjny, domowy przepis znalazłam na stronie blogu autora, niestety po rumuńsku) bohaterowie kreskówek, sam wiecznie żywy Lenin i seks, którego w ZSRR podobno nie było oraz wiele, wiele innych przejawów życia społecznego. Ale, co ciekawe, to spojrzenie autora nie było tylko jednostkowe, pojedyncze, osobiste, bo często posuwał się do analiz, budując ostatecznie wnioski zbiorowe, podane z punktu widzenia społeczeństwa. Co zupełnie nie wykluczało subiektywizmu. Te dwa punkty widzenia stwarzały podwójną perspektywę spojrzenia pokazującą ZSRR od strony dziecka, młodego człowieka i dorosłego oraz narodu, od czasów dzieciństwa do upadku komunizmu. To pierwsze niewinne, ufne w świat zastany równoważone krytycznym spojrzeniem ostatniego, tworzyło jednolity obraz mieszanki piękna i brzydoty podszyty ironią i grozą. Rzeczywistość i dobrą, i złą. Ani lepszą, ani gorszą – i tu, uwaga!, bardzo odważny wniosek autora – od rzeczywistości kapitalizmu! Nazywając się cynikiem, stwierdził – o ile świat, w którym żyłem, zasadzał się na represjach politycznych, to świat do którego trafiłem, bazuje na represjach ekonomicznych. To dwie strony tego samego medalu. Obie stanowią formę represji i kontroli.
Dla mnie rewolucyjny i prowokacyjny pogląd!
Bo oto wraz z paszportem otrzymałam nie tylko pozwolenie na posiadanie dobrych wspomnień z życia w kraju socjalistycznym, ale i spojrzenie zrównujące oba ustroje w szkodliwości oddziaływania na jednostkę i społeczeństwo. To pierwsze przyjęłam z ulgą, bo od tej pory nie muszę zaprzeczać swojemu szczęśliwemu dzieciństwu w socjalizmie, nie narażając się na epitet komunistki, ale to ostatnie muszę przemyśleć. Zbyt wiele we mnie tej ciemnej strony medalu, bym po jednej podróży zachwyciła się blaskiem strony jaśniejszej i tak bardzo uogólniła problem, by dostrzec w nim podobieństwa. Zwłaszcza w ilości planowo i metodycznie wymordowanych ludzi nijak nie mogę ich znaleźć. Autor natomiast sprytnie zachował neutralność do końca, nie opowiadając się po żadnej z tych rzeczywistości, ale za to pozostawiając jedną radę wszystkim wychowanym w jakimkolwiek kraju socjalistycznym (autor urodził się w 1971 roku Rumunii) – Ważne, co z nią zrobimy, w jaki sposób będziemy umieli nią zarządzać i jak ją spożytkujemy.
Wątpmy więc, kwestionujmy, poddawajmy ocenie oraz krytyce i nie podporządkowujmy się z cielęcą ufnością żadnej z rzeczywistości, w której przyszło nam żyć. Wprawdzie świata nie zmienimy, ale zawsze możemy go trochę ulepszyć.
Z tą ostatnią myślą autora zgadzam się w zupełności.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *