Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Ucieczka z getta – Halina Zawadzka

21 marca 2019

Ucieczka z getta – Halina Zawadzka
Wydawnictwo Ośrodek Karta ; Dom Spotkań z Historią , 2011 , 188 stron
Seria Żydzi Polscy
Literatura polska

Czułam się, jak szczur w labiryncie śmiertelnych pułapek.
Tak intensywnie i emocjonalnie nie przeczytałam, ale dosłownie przeżyłam wspomnienia autorki. Spisane po pięćdziesięciu latach od zakończenia II wojny światowej nadal były tak silne, wyraźne, namacalne i bardzo bolesne, że bez problemu przelały się na mnie, czyniąc ze mnie empatycznie towarzyszkę uciekającej przed myśliwymi. To było upadlające, odczłowieczające doświadczenie i dało mi wyobrażenie o sile destrukcyjnego napięcia na psychikę nastoletniej dziewczyny uwiezionej w marcu 1941 roku w koneckim getcie, z którego postanowiła uciec.

 

Widziała w nim tylko śmierć i podświadomie czuła, że wszystkie te spadające na getto nieszczęścia bladły wobec strasznej groźby jego likwidacji. Udało się jej to w ostatniej chwili – 31 października 1942 roku tuż przed swoimi osiemnastymi urodzinami. 3 listopada zaczęły się rozstrzelania i pierwsze transporty do Treblinki. W ucieczce towarzyszyła jej macocha Sara i pięcioletnia, przyrodnia siostra Helenka, z którymi potem się rozdzieliła.

 

Jednak znalezienie się po aryjskiej stronie nie oznaczało bezpieczeństwa i łatwiejszych warunków do przeżycia.
Bardzo szybko przekonała się, że miała błędne wyobrażenie o Polakach poza gettem. Boleśnie przekonała się o tym już w początkowych godzinach w polskim świecie. W pierwszym domu organisty, u którego miała przenocować, ludzie mający jej pomóc, usiłowali ją zamordować. Dla pieniędzy. Nie było łańcucha życzliwych ludzi przekazujących sobie uciekinierkę z rąk do rąk. Była samotna nastolatka w obcym, wrogim środowisku, w którym nikogo nie znała, na nikogo nie mogła liczyć i nikt jej nie oczekiwał. Błądząca Żydówka wśród nazistów i Polaków, dla których rozpoznanie w niej semickich rysów było równie łatwe, co niebezpieczne. Nieświadomie poruszająca się po najbardziej niebezpiecznych trasach naszpikowanych strażnikami i sympatykami systemu okupacji – dworcach i pociągach. Bez żadnych dokumentów. Jej okrężna i chaotyczna wędrówka z Końskich przez Warszawę do Starachowic, gdzie ostatecznie znalazła kryjówkę, przypominała wyrąbywanie sobie drogi życia pomiędzy Niemcami a Polakami wrogo nastawionymi do Żydów. Ich nadgorliwość w ich wyłapywaniu, czego była nieraz świadkiem, długo ścigała ją uwidoczniona często i otwarcie w wypowiadanym zdaniu – My, Polacy, powinniśmy postawić tutaj pomnik Hitlerowi za to, że rozwiązał za nas problem żydowski. W tych wspomnieniach, jak w żadnych innych, ujrzałam tak silną skalę nienawiści Polaków do Żydów, że zrozumiałam, dlaczego jej echo (i to wcale nie słabe) słyszę do dzisiaj. Dla mnie to był psychiczny horror, w którym przeżywanie własnej śmierci stawało się codziennością, rutyną i życiem z minuty na minutę, na które nie można było się zobojętnić, znieczulić. Tym bardziej mój szacunek wzbudziły matka i córka, które przygarnęły Halę i doświadczały tego samego, co ona: Karolina Słowik i Olga Słowik. Ukrywała się u nich dwa lata pod obcą tożsamością. Nie tylko przed Niemcami, ale i przed sąsiadami, mieszkańcami Starachowic, a nawet pozostałymi członkami rodziny Słowików. Autorka złego wizerunku nie oszczędziła nawet oddziałom AK, w którego konspiracyjne działanie została zaangażowana przez rodzinę ukrywających ją kobiet. W oddziale partyzantów ukrywała się przez krótki okres tylko dlatego, że nie znali prawdy o jej pochodzeniu. W przeciwnym razie prawdopodobnie spotkałoby ją to samo, co schwytanego w lesie Żyda – rozstrzelanie na rozkaz dowódcy.
Śledząc dramatyczne losy autorki, stale towarzyszyło mi nieodparte wrażenia o cudowności jej ocalenia. W beznadziejnych sytuacjach, w których nie miała żadnych szans, kiedy widziała wymierzony w nią pistolet lub nie mniej śmiertelny palec dziecka z okrzykiem Żydówa, patrzcie, tam stoi Żydówa!, kiedy zrezygnowana próbowała podciąć sobie żyły, zawsze, ale to zawsze zdarzał się mały cud, ratujący ją z beznadziei, bezsiły, niemożności i niemożliwości. Czasami zdarzenia tak bardzo irracjonalne, trudne do wytłumaczenia i niezrozumiałe, jak skomplikowana jest psychika ludzka i nieprzewidywalne człowiecze zachowanie w skrajnych, traumatycznych momentach. To były nie tylko sploty sprzyjających okoliczności, ale i nietypowe, bo litościwe zachowanie niemieckiego żołnierza, konfidenta, policjantów kolejowych, od których nie miała prawa oczekiwać czegokolwiek poza śmiercią i liczyć na jakąkolwiek pomoc. Ten ciąg małych cudów w epicentrum zagłady, dziwił ją samą. Dlatego zadawała sobie pytanie – jak to możliwe, że przeżyła? Pisząc te wspomnienia, próbowała sobie na nie odpowiedzieć, a przy okazji powstało niezwykłe studium ocalenia. Jednego z kilkunastu istnień, jakie zdołało się uratować z koneckiego getta. Kiedy słyszę takie pytanie padające z ust ocalałych, zawsze przypominam sobie słowa Zbigniewa Herberta – „ocalałeś nie po to aby żyć masz mało czasu trzeba dać świadectwo prawdzie”. I tę prawdę można zobaczyć w serii Żydzi Polscy, która udostępnia klasykę źródłowej literatury żydowskiej XX wieku, bezpośrednie świadectwa życia Żydów na ziemiach polskich – w większości opowiadające o doświadczeniu Holokaustu – jak przeczytałam na okładkowym skrzydełku.
A prawda jest bolesna nie tylko dla Żydów, ale przede wszystkim dla Polaków.
Bo to także studium polskiego społeczeństwa i jego nastawienia do zagłady Żydów dziejącej się na ich oczach, często ich rękoma i przy ich pomocy. Momentami nadgorliwej. To dlatego tę książkę wpisuję w kanon publikacji zapoczątkowany Strachem przez bezkompromisowego Jana Tomasza Grossa. To w takich publikacjach znajduję odpowiedź na wiele nurtujących mnie pytań dotyczących nieprzychylnej postawy współczesnych Polaków wobec Żydów. I dlaczego autorka, tak, jak wielu jej rodaków, nie widziała przyszłości w powojennej Polsce, wyjeżdżając do USA – Straciłam nadzieję, że kiedykolwiek Żyd będzie mógł żyć w Polsce bez piętna swego pochodzenia.
A ja zadałam sobie pytanie, które powstało pod wpływem tych wspomnień – jak my, Polacy, z takim wrośniętym w nas od wieków antysemityzmem i rasizmem, poradzimy sobie z postawami wobec imigrantów z Syrii, których pierwsza fala już do nas dotarła i będą następne?

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Fragment książki

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *