Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Szczygieł – Donna Tartt

21 marca 2019

Szczygieł – Donna Tartt
Przełożył Jerzy Kozłowski
Wydawnictwo Znak Literanova , 2015 , 843 strony
Literatura amerykańska

Umarła przeze mnie.
Po czternastu latach od tragedii, kiedy w ataku terrorystycznym zginęła matka Thea, on nadal, będąc już dorosłym mężczyzną, dźwigał brzemię tej winy. Była jak piętno, której nie mógł usunąć z pamięci. Twierdził – kiedy ją straciłem, zniknął mi z oczu ostatni punkt orientacyjny, który mógł mnie doprowadzić w jakieś szczęśliwsze miejsce, ku życiu bardziej towarzyskiemu i radosnemu. I mimo że otaczający go ludzie zaprzeczali temu, on przez te wszystkie lata dorastania mówił – wszystko święta prawda, ale ja nie wierzę w ani jedno ich słowo. Podzielił czas na „przed i „po”. Z gruzowiska manhattańskiego muzeum w Nowym Jorku, w którym rozegrał się graniczny czasowo dramat, wyniósł niewielki, ulubiony obraz swojej mamy – Szczygła siedemnastowiecznego, holenderskiego malarza Carela Fabritiusa.

Wikipedia

Jedyną rzecz, która połączyła go ze zmarłą, pozwalając na namiastkę i substytut bliskości oraz iluzję więzi. Z uszkodzonego wybuchem bomby budynku wyniósł jeszcze coś – pierścień podarowany mu przez konającego, nieznajomego, starszego człowieka.
Te trzy rzeczy – poczucie winy, obraz i pierścień – stały się wyznacznikami i czynnikami kierującymi jego zachowaniem, by ostatecznie zdeterminować jego los.
Pierścień dał mu nową rodzinę i życie. Obraz to ostatnie bardzo komplikował, mimo że chłopca cieszyła świadomość, że jest w pobliżu, przydawał bowiem wszystkiemu głębi i solidności, wzmacniał osnowę rzeczy, uspokajał swoją niewidzialną, niezachwianą doskonałością. Poczucie winy natomiast, niczym zardzewiały gwóźdź wystający z deski, zatruwało sumienie, zagłuszane przez alkohol i narkotyki.
I o tym życiu od trzynastolatka, nazywanego z powodu wyglądu Potterem, po dorosłego mężczyznę, o dorastaniu i dojrzewaniu z poczuciem winy za śmierć matki, była w pierwszej warstwie ta opowieść, czyniąc z niej powieść społeczno-obyczajową.
Jego kolejnym etapom, a zarazem wędrówce od Nowego Jorku poprzez Las Vegas aż po Amsterdam, odpowiadały kolejne rozdziały powieści. Każdy zaopatrzony poprzedzającym go mottem, charakteryzującym istotę czekającej mnie treści, z których najbardziej spodobało mi się to:

 

Towarzyszenie dorastającemu, okaleczonemu emocjonalnie bohaterowi przez te wszystkie lata nie było dla mnie łatwe. Brodziłam w zdaniach, które swoją gęstością treści wymuszały na mnie powolne czytanie. Czułam się niczym zagubiona na bagnach, brnąc ostrożnie razem z Theem w poszukiwaniu wysepki ratującej życie. Momentu radości, powodu do istnienia, ulotnego poczucia szczęścia czy chwili oddechu między czającymi się głębiami kolejnych zapić i zaćpań znieczulających ból. Czułam to dno beznadziei poprzez bezpośredniość pierwszoosobowej narracji. Do tego stopnia niwelującą dystans wobec treści, że zapadające we mnie emocje uwidaczniały się w moich snach, wywołując mroczne, narkotyczne obrazy prosto z powieści. Wybudzałam się z ulgą.
Jak trzeba pisać, by dotrzeć nie tylko do świadomości oraz emocji, ale i do marzeń sennych czytelnika? – zadałam sobie to pytanie.
Zawdzięczałam to niezwykle sugestywnemu stylowi budowania zdań, w których poszczególne wyrazy otwierały drzwi do kolejnych treści i nawiązań. Głos opowiadającego bohatera, oprócz brzemienia, posiadał również skojarzony, stojący za nim świat. Ten haczyk wystarczył do wyciągnięcia i rozwinięcia kolejnych zdań, by, oprócz tonu i barwy, w jego głosie pobrzmiewało krzepiące echo urzędniczego świata: biurowe systemy przechowywania dokumentów, pokryte wykładziną podłogi, praca jak co dzień w okręgu Manhattan. Machnięcie ręki nie kończyło się tylko na geście, ale pociągało za sobą szczegółowy jej opis włącznie z czarnymi obwódkami, siecią blizn i żył po zewnętrznej stronie dłoni. W tej drobiazgowości szczegółu wszyscy bohaterowie byli charakterystyczni, wyraźni w każdym spojrzeniu czy pozycji, angażując tym kolejne pokłady mojej wyobraźni. Czasami retrospekcyjnych wspomnień. Tutaj nawet miejsca akcji były bohaterami, tworzącymi klimat silnie narzucający emocje i skojarzenia w zależności od doświadczeń odbiorcy. W moim przypadku – filmowych, prosto z Pulp Fiction. Z tak gęsto tkanych zdań pełnych metafor, nawiązań, przenośni, sugestii i obszernych dygresji, powstał głęboki obraz psychologiczny dorastającego Thea, ale również tych wszystkich ludzi, którzy pojawiali się wokół niego.
I to była druga warstwa tej opowieści, czyniąc z niej powieść psychologiczną.
Co ciekawe, nie było w niej bohaterów jednoznacznie pozytywnych i negatywnych, ponieważ postępowali i nagannie, i dobrze, z różnymi stosunkami ich proporcji w jednej osobie. Przez całą powieść zastanawiało mnie, dlaczego nie byłam w stanie potępić brutalnego ojca znęcającego się nad przyjacielem Thea, Borisem? Dlaczego nie złościłam się na Pippę, wybierającą głos rozsądku, a nie serca? Dlaczego nie wściekałam się na powszechną nielojalność przyjaciół? Dlaczego byłam taka zdystansowana wobec wszystkich tak drobiazgowo przedstawianych bohaterów, bez względu na to, co robili, jak postępowali, kogo niszczyli, oszukali, pobili, okradli, a nawet zamordowali?
Dlaczego kata żałowałam na równi z ofiarą?!
Odpowiedź znalazłam po przeczytaniu całości. Kiedy zamknęłam książkę, mogłam, niczym w muzeum przed obrazem, cofnąć się i od szczegółu zdania przejść do ogółu treści. Dostrzec to, czego nie było widać w detalach, w zbliżeniu, w gąszczu emocji wątków fabuły – dramatyczne historie stojące za bohaterami. Nie tylko Theo był skrzywdzonym, ofiarą zdarzeń, wypadkową czynników niezależnych, a potem własnych wyborów, ale również każda z występujących w tej powieści osób. To dlatego wymykały się one mojej jednoznacznej ocenie. W każdej z nich było i trochę dobra, i trochę zła. Ich wybory skutkowały nieprzewidzianym wachlarzem scenariuszy dalszych ich losów. I nie zawsze dobry wybór rodził dobro, a zły, zło.
I ta walka dobra ze złem była trzecią warstwą opowieści, czyniąc z niej powieść filozoficzną.
Widziana dopiero z odległej perspektywy. Pokuszę się nawet o porównanie tej płaszczyzny powieści do swoistego traktatu o dobru i złu. Pierwsze dwie warstwy historii Thea były po to, by na podstawie wątków fabuły i wplątanych w nie bohaterów, ukazać stary, jak ludzkość, problem filozoficzny – egzystencjalizm jednostki, która w drodze do szczęścia, wikłana jest w proces przenikania się dobra ze złem. Ze zła może wynikać dobro, a dobro może zrodzić zło, bo dobro nie zawsze wynika z dobrych uczynków, a złe uczynki nie zawsze są skutkiem zła. I tutaj kolejne skojarzenie filmowe – dokładnie to samo, ale za pomocą obrazu, przekazał mi M. Night Shyamalan w Osadzie. Musiałam przejść przez to gęste bagno powieści, by usłyszeć na końcu zdanie skierowane wprost do mnie – czuję, że mam ci coś nader poważnego i pilnego do przekazania, i czuję, że powinienem to powiedzieć (…), że chociaż nie zawsze cieszymy się, że tu jesteśmy, naszym zadaniem jest i tak zanurzyć się w tym bagnie: i przebrnąć na drugi brzeg z otwartymi oczami i sercem.
Ukazanie tego problemu zajęło autorce 10 lat. Zrobiła to niczym miniaturzystka, „która maluje ogromny mural przy użyciu pędzelka cienkiego jak włos” (tak mówi o swojej pracy autorka) do tego stopnia precyzyjnie i perfekcyjnie, że w 2014 roku za tę powieść otrzymała Nagrodę Pulitzera.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Szczygieł (Nagroda Pulitzera  2014) [Donna Tartt]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść społeczno-obyczajowa

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *