Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Strzeż się psa – Izabela Szolc

21 marca 2019

Strzeż się psa: psi kryminał – Izabela Szolc
Wydawnictwo Oficynka , 2011 , 158 stron
Seria ABC
Literatura polska

Cieszyłam się bardzo na spotkanie z tą książką wpisaną w nurt kryminału na wesoło niczym, nie przymierzając, radosny szczeniak merdający ogonem na prawo i lewo. Oczekiwałam tego, co psi kryminał zapowiadał – humor, przygodę, dobrą zabawę, węszenie tropów w poszukiwaniu mordercy i zaskakujące perypetie w ludzkim świecie widzianym oczami psa. A dokładnie psa rasy bloodhound, wabiącego się Albrecht, dla przyjaciół Al, którego wizerunek towarzyszył mi na co dziewiątej stronie:

 

 

To z nim miałam dobrze się bawić, tropiąc zabójcę pierwszego, uduszonego psa na osiedlu.
Miałam…
Bo Albrecht, zamiast planować, dociekać, dedukować i analizować zdarzenie, najpierw zaczął przybliżać mi historię rodziny swojej właścicielki. Trochę mnie to zbiło z tropu, który aż krzyczał, żeby go podjąć, ale podziałały na mnie uspokajająco słowa mojego psiego towarzysza: obiecuję, że opowieść ta jest krwawą sensacją, a nie sagą rodzinną, cieknącą jak krew z nosa. Niebu niech będą dzięki! – odetchnęłam z ulgą, niestety w wielkiej naiwności swojej, bo jeszcze nie byłam świadoma z jakim psem miałam do czynienia. Morderca uwijał się jak w ukropie, żeby dostarczyć nam świeżych psich zwłok i śladów przestępstwa, a Al, zamiast skupić się na śledztwie, zaczął rozwodzić się nad pochodzeniem ras swoich znajomych, cytować łacińskie sentencje, przytaczać złote myśli starożytnych filozofów, błyskotliwe przemyślenia znanych i uznanych, sięgać garściami do Biblii i do gwiazd, by wskazać mi swoją psią gwiazdę Syriusza i w ogóle zachowywać się jak orator, któremu nareszcie udzielono głosu. Próbowałam się przebić przez ten monolog psa-erudyty, bo nieszczęść przybywało, a my zastanawialiśmy się nad sentencją – Mózg ludzki posiada swój własny rozum.
Ale gdzie tam!
Musiałam jeszcze wysłuchać historii jego przyjaciół, opowieści o problemach okolicznych psów i kotów z jego własnymi włącznie. A zwłaszcza z jego właścicielką Laurą, spędzającą każdą wolną chwilę w łóżku z kolejnym kochankiem. A wszystko przetykane wstawkami, uwagami, dygresjami, cennymi radami dotyczącymi seksu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby ta skłonność dotyczyła normalnego psa, ale Albrecht był kastratem z plastikowymi kulkami w mosznie i seksoholizm pasował do niego jak szpilki w górach. Z żalem patrzyłam na ubywające kartki po prawej stronie, które nie przekładały się na ilość przeżytych przygód, niebezpiecznych sytuacji, odkrytych śladów i fascynujących zdarzeń. Siedziałam wpatrzona w Albrechta coraz bardziej hipnotyzowana pulsującym naprzemiennie strumieniem informacji – mądrość, seks, mądrość , seks, mądrość, seks. Oczywiście cudzy, bo własnego pożycia erotycznego nie posiadał. Ale jedno trzeba mu przyznać – potrafił pięknie, wzruszająco i lekko wkurzająco kochać platonicznie Laurę. Spijałam mu więc te mądrości z pyska (to dlatego tyle zdjęć było w książce!), próbując powiązać pierwsze z drugim, a trzecie z piątym, gdy nagle – bach!
Jest morderca!
Poderwałam się z książką w ręku, strasząc ludzi dookoła i krzycząc w duchu – co?, gdzie?, kiedy?, a przede wszystkim jakim cudem!?
Okazało się, że jestem takim nierozgarniętym szczeniakiem, który przy geniuszu Albrechta, nawet nie zauważył akcji, którą prowadził za moimi plecami. On sobie tak ze mną dyskutował na mądre tematy i o długości psich penisów, a problem od niechcenia rozwiązał na boku sam! Zdrajca! Troszkę się zdenerwowałam. Nawet może bardziej niż troszkę. No dobrze.
Wkurzyłam się!
Dlaczego? Bo czułam się jak, i tutaj przyjaciel Albrechta podsunął mi adekwatną myśl Romaina Gary’ego, ten bukiet kwiatów , który wyruszył na poszukiwanie serca, a znalazł tylko flakon. Bo ja tu tak chciałam tropić tego mordercę, czuć napływającą adrenalinę i rosnące napięcie, pośmiać się z konfrontacji psiego myślenia z ludzką rzeczywistością. A tu nic! Chociaż nie. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że nie śmiałam się. Był jeden element humorystyczny, który przeżyłam. Śmiałam się na końcu.
Z siebie.
Siedzę więc sobie, śmieję się i mam rozdarte serce. Z jednej strony autorka miała świetny pomysł na komedię kryminalną z mnóstwem możliwości rozwinięcia fabuły z zawiłą intrygą i stworzenia plejady sympatycznych, charakterystycznych (Albrecht był aż za bardzo charakterystyczny) bohaterów historii. Przyświecał jej też szlachetny cel, ponieważ tantiemy z tej książki, jak przeczytałam na tylnej okładce, w całości przeznaczyła na fundację VIVA!. A z drugiej strony zamiast obiecywanego psiego kryminału dostałam psi monolog naszpikowany mądrościami, który zamiast bawić, coraz bardziej mnie deprymował. Z humorem dla wąskiej grupy odbiorców, którzy potrafią się śmiać z konfrontacji sentencji Terencjusza z osobistą sytuacją psiego bohatera. Zbyt przeintelektualizowanego i nazbyt uczłowieczonego. Myślę, że autorka za bardzo wzięła sobie do serca chęć złożenia hołdu psiej inteligencji, przedobrzając we wszystkim i zaburzając proporcje składowe przynależne gatunkowi, jakim jest kryminał. W efekcie zapominając o czytelniku, który miał się przede wszystkim dobrze bawić.

 

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

 

Strzeż się psa [Izabela Szolc]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Kryminał sensacja thriller

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *