Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Przetrąceni – Helene Hegemann

21 marca 2019

Przetrąceni – Helene Hegemann
Przełożył Patryk Gołębiowski
Wydawnictwo Świat Książki , 2011 , 223 strony
Literatura niemiecka

Szczęśliwy przypadek sprawił, a może umyślny los, że wiosenne wydanie katalogu książkowego przeglądałam z zaprzyjaźnioną nastolatką. W dziale literatury dla młodzieży postukała palcem w okładkę tej książki mówiąc, że siostra już ją dla niej zamówiła. Spojrzałam na krzykliwe hasła umieszczone nad nią:

 

 

Że siedemnastoletnia autorka już mnie nie dziwi, a nawet cieszy, ale porównanie do kultowej książki o nastoletnich narkomanach z Berlina, zaciekawiło mnie. Pamiętam jak kiedyś wyczekiwałam na kolejny numer tygodnika, w którym wspomnienia Christiane F. były drukowane w odcinkach. Wiek autorki i to porównanie sprawiło, że byłam przekonana o autobiograficznej formie tego przekazu.
Wszystko się zgadzało poza ostatnią frazą.
Opisane wydarzenia nie były oparte na autopsji autorki. Zanim przekonałam się, że cała fabuła to fikcja, musiałam przeczytać całą powieść, a właściwie ni to monolog, ni to rozmowę z matką przeplatane dziennikiem rejestrującym dni z życia szesnastoletniej berlinianki Mifti i jej zwierzeniami do wyimaginowanej przyjaciółki. Z tej różnorodnej formy opisu jej zachowań, postaw, myśli, rozterek – Czy życie na trzeźwo ma w ogóle jakiś sens?, potrzeb, nałogu, analizy przeszłości, chęci do życia tylko tu i teraz, wyłaniał się obraz zagubionej nastolatki. Widziałam w jej nonszalancji straumatyzowaną, hiperinteligentną osobę, która zboczyła z właściwej drogi i wydaje z siebie osławiony niemy krzyk o miłość/wzywa pomocy z krawędzi otchłani, a której matka narkomanka, schizofreniczka, neurotyczka, sadystka nie dała szansy dorosnąć, dojrzeć do samodzielnego życia. Skazała ją na wieczność trwania na etapie kijanki, z której nigdy nie miała przeobrazić się w postać dorosłą. W powieści tę rolę symbolu zatrzymanego procesu dojrzewania pełniła ambystoma w larwalnej formie aksolotla, której uśmiechnięty pyszczek nie bez powodu umieszczono na tytułowej okładce.
I wszystko w tej powieści było właśnie takie inteligentne, spostrzegawcze, mądre… genialne!
Zbyt genialne.
Coś mi nie pasowało. Nie dawało spokoju. Bo niby dlaczego tak gęsto pozaznaczałam papierowymi znacznikami zdania, które celnie trafiały w sedno, idealnie oddawały moje myśli, dokładnie ujmowały wnioski, na które pracowałam w pocie czoła dwa razy szesnaście lat? I która nastolatka powołuje się na Fiodora Dostojewskiego, będąc zauroczona jego twórczością, omijając szkołę z daleka? Jaką unikalną osobowością trzeba być, by posługiwać się takimi zdaniami w wieku nastu lat:

 

 

Wątpiłam i czytałam dalej będąc pod urokiem Mifti, zaczynając jednak powoli wierzyć i godzić się z tym, że mam przed sobą nastolatkę-geniusza, wyjątkowy talent. Aż do momentu, kiedy za ostatnią kartką powieści, ukazał mi się tytuł kolejnego rozdziału: Wykaz źródeł.
What?! – wymknęła mi się cicho zwyczajowa reakcja na całkowite zaskoczenie.
W beletrystyce? Źródła?
I wszystko się wyjaśniło! Wątpliwości ulotniły się niczym powietrze z balonika, a podejrzenia uprawomocniły. Miałam do czynienia z powieścią pozszywaną z tekstów zaczerpniętych z innych książek, prywatnej korespondencji, dialogów, piosenek, komentarzy w postaci cytatu dosłownego, zmodyfikowanego bądź pomysłu.
W pierwszym momencie, kierowana emocjami, poczułam się oszukana i rozczarowana, ale zaraz potem odezwał się głos rozsądku stawiający pytanie – a właściwie dlaczego nie? Czy pisarz piszący „z głowy” tak naprawdę opiera się tylko na swojej wyobraźni i wyłącznie własnych doświadczeniach? Musiałby żyć jako eremita w całkowitym odosobnieniu społecznym. „Tradycyjny” pisarz tworząc również czerpie z przeżyć innych, inspirowany rozmowami, dialogami, dyskusjami, wydarzeniami czy emocjami osób z otoczenia. Tyle, że one nie są zapisane i zawsze można je bezkarnie przeinaczyć, zmienić, przywłaszczyć, a potem spokojnie zapomnieć o źródłach inspiracji.
Autorka tej książki stworzyła patchwork ze słowa utrwalonego przez innych i znalezionego w Internecie. I jest w tym bardzo dobra. Żeby stworzyć estetycznie spójną powieść, pełną emocji, wrażenia autentyzmu, z przesłaniem (pokolenie nastolatków pełne jest przetrąconych dzieciaków o uśmiechniętych buziach aksolotlów) w oparciu o zasadę intertekstualności, trzeba do tego posiadać zdolności bardzo dobrego pisarza.
I gdybym ja miała porównać tę powieść do innej z tej tematyki, to widziałabym w niej młodszą siostrę Ślepych torów Irvine’a Welsha.
Jest równie obrzydliwa (to komplement), ekshibicjonistyczna co błyskotliwa.
Winna jestem również słowa najwyższego uznania dla tłumacza. To z czym się zetknął w swojej pracy nad przekładem tekstu z języka niemieckiego i ogrom trudności na jakie napotykał (żargon nastolatków, slang narkomanów, neologizmy, styl wypowiedzi, hiperwulgaryzmy) ilustruje ten krótki fragment:

 

 

A to tylko mały wycinek tekstu składającego się z wielu jemu podobnych fragmentów.
Kłaniam się czapką do ziemi.

 

Przetrąceni [Helene Hegemann]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Dla młodzieży

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *