Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Polski wir I wojny – oprac. Agnieszka Dębska

21 marca 2019

Polski wir I wojny: 1914-1918 – opracowała Agnieszka Dębska
Wydawnictwo Ośrodek Karta , 2014 , 260 stron
Seria XX Wiek. Zbliżenia
Literatura polska

Ni z tego, ni z owego, będzie Polska na pierwszego!
Takie powiedzenie, jak donosił Roman Starzyński, jeden z legionistów, ukuło się w odniesieniu do postawy Polaków w okresie zastoju w drodze do niepodległej Polski. Królestwo Polskie ni z tego, ni z owego, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, miało stać się wolnym krajem. I ja tak do tej pory myślałam. Szast-prast – powstała niepodległa ojczyzna! Bo przecież wszyscy ówcześni jej wypatrywali, jak jeden niepodzielny organizm myśleli o niej, tęsknili za nią ponad podziałami zaborowymi, a nawet modlili się o nią.

 

Taką trafną sentencją, myślą lub fragmentem wiersza różnych autorów rozpoczynał się każdy kolejny rozdział, sygnalizując jego tematykę.
Po lekturze tej publikacji wiem już, skąd wzięło się takie moje przeświadczenie, a może fałszywe przekonanie o lekkości i błyskawiczności odzyskania niepodległości przez Polskę. Wyrosło ono na bazie opracowań historycznych, pięknie podanych, uproszczonych do słowa „trudny” i jemu bliskoznacznych, zsyntetyzowanych przez tęgie umysły historyków, odartych z emocji przez badaczy przeszłości, z gotowymi wnioskami, które czasami orientowano na aktualnie obowiązujący kurs polityczny w kraju. Fakty, daty, implikacje i konsekwencje kolejnych decyzji oraz posunięć postaci znaczących – to było najważniejsze. Wiem, że dla mojego dobra. Dla mojej wygody, bo przecież nie będę, ja, zwykły czytelnik, przekopywać się przez tony dokumentów historycznych. Zresztą do wielu zbiorów archiwalnych nie miałabym dostępu.
Ja to wszystko rozumiem.
Ale coś za coś. W moim przypadku – niechęć do historii w ogóle, a w szczególności do tego okresu w historii Polski i łatwość w ocenianiu postaw ówczesnych decydentów. Żyłam do tej pory w przeświadczeniu, że nie da się inaczej przedstawić historii zwykłym czytelnikom. Że zawsze musi być pośrednik (historyk) tworzący lekkostrawną papkę dla ucznia, studenta czy przeciętnego odbiorcy.
I oto nagle przeżyłam efekt okrzyku – eureka!
Zanurzyłam się w tej pozycji i zadawałam sobie pytanie – gdzie byliście moi pomysłodawcy do tej pory? I dlaczego dopiero teraz podsuwacie mi przed oczy rewolucyjny sposób przekazu przeszłości? Bez pośredników! Prosto z umysłów i serc moich przodków! Z zachowaniem sposobów i języka wypowiedzi, a przede wszystkim emocji! Ktoś może powiedzieć, że przecież pełno jest pozycji ze źródłami historycznymi. Tylko brać i czytać! Oooo, nie!
Ta jest wyjątkowa!
Autorka opracowania zebrała w jednym miejscu materiał badawczy ułożony chronologicznie, dzięki czemu tworzyła się opowieść. Nie jej, ale znanych polityków, żołnierzy, literatów oraz zwykłych Polaków – uczniów, arystokratów, księży, mieszkańców miast i wsi. Przytaczając przebogaty wybór fragmentów i cytatów z ich wystąpień, dzienników, artykułów prasowych i ksiąg parafialnych, stworzyła dla mnie własną bazę badawczą, abym mogła samodzielnie poznać, poczuć i odczuć, a potem ogarnąć i ocenić proces odzyskiwania niepodległości przez Polskę w latach 1914-1918.
Nie bez powodu seria w swojej nazwie zawiera słowo „zbliżenia”.
Ta pozycja ogniskuje niczym fokus mikroskopu, na szkiełku którego mogłam obserwować z detalami żywy, dynamiczny organizm narodu polskiego. Ze światopoglądowo różnych punktów widzenia. I tych z prawa, i tych z lewa, i tych pośrodku lub zupełnie zagubionych albo niezdecydowanych czy niezaangażowanych. Od młodzieży po starszyznę. Od chłopów poprzez inteligencję na arystokracji skończywszy. A każdy z nich z subiektywnym pojęciem interesu Polski i garbem przeszłości trójzaborowej. Miałam przed sobą „żywą” księgę myśli i postaw polskiego społeczeństwa w najgorętszym okresie naszej historii! Zbiorowy polski dziennik jak bardzo słusznie i trafnie nazwał tę pozycję Zbigniew Gluza w nocie od Wydawcy.
Kłąb intensywnych emocji!
Bo właśnie to czułam przede wszystkim podczas czytania. Emocje! W każdej wypowiedzi i w każdym rozdziale, które ułożone progresywnie, zgodnie z rozwojem wypadków odpowiadały jego tytułom:

 

Przeżywałam atmosferę niepewności, nadziei, zrywów, rezygnacji, sporów, kłótni, uśpienia i wiary na każdej stronie. Próbowałam znaleźć drogę kompromisu w tym chaosie zachowań ludzi chcących dobrze dla kraju, ale ciągnących każdy w swoją stronę. Podziwiałam tych, którzy znajdywali punkt patrzenia ponad podziałami, próbując sięgać daleko w przyszłość, trafiając najdokładniej w tok wypadków najbardziej korzystnych dla Polski.
A łatwo nie było!
Pojęcie „wiru” użyte w tytule celnie oddaje ówczesną sytuację Polski i Polaków, którą ilustruje ten cytat:

 

Ale im było trudniej, gęściej od wydarzeń i emocji, tym z większą ciekawością wnikałam w ówczesne nastroje. Tym uważniej śledziłam proces klarowania się sytuacji wewnątrz kraju i na zewnątrz. Byłam jednak nie tylko uważnym obserwatorem. Czasami porywał mnie ten wir emocji. Czułam żal do rodaków i bezsilność Józefa Piłsudskiego, gdy w Królestwie nikt się nie ruszył za Piłsudskim, bo tam albo wszystko szło za Rosją, albo trzymało się na uboczu, nie chcąc się angażować w żadne zbrojne ruchawki przeciw „Moskalowi”. Wzruszałam się, gdy czytałam słowa dowódcy pierwszego oddziału regularnego wojska polskiego – Przed nami ziemia od lat w niewoli… idziemy ją wyzwolić. Irytowałam się, gdy ze smutkiem spostrzegałam, że kłótnie mamy we krwi i genach. I wstydziłam się licznych wypowiedzi silnie przesiąkniętych nienawiścią do Żydów, której trującej mocy nie możemy pozbyć się do dzisiaj, mimo że niektórzy z nas nigdy w życiu z Żydem nawet nie rozmawiali. Jakaż ta Polska, pomimo upływu wieków, była mi bliska, dzisiejsza. Jak wiele cech w moim narodzie nie zmieniło się, wśród których kłótliwość wiodła prym, a którą Józef Piłsudski ujął w rozgoryczeniu i bezsile tak: Wszystkie usiłowania zbliżenia ludzi do siebie, zmuszenia ich do współpracy ze sobą, pękały mi w ręku w jednej chwili, gdym tego zagadnienia dotykał. Nikogo namówić nie mogłem, aby przekroczył przekleństwo „getta”, przekleństwo języka „gettowego”, aby Polacy zechcieli się zastanowić nad koniecznością współpracy, nad koniecznością umowy i nad koniecznością ugody już nie z zaborcą, lecz z samymi sobą.
Ale to też obraz wielkiego cierpienia rodzin stojących naprzeciwko siebie w okopach, gdy okazywało się, że my walczymy ze sobą cały dzień, my, dzieci jednej matki? Brat morduje brata, ojciec syna, a syn ojca?! To śmierć głodowa ludności cywilnej, przez tereny której przetaczały się plądrujące i mordujące wojska. To nieszczęście rozdarcia serc wielu Polaków stawianych przed trudnymi wyborami moralnymi. Między lojalnością a powinnością. To czas trudnych decyzji politycznych i dyplomatycznych, za które będą rozliczać przyszłe pokolenia. To wreszcie obraz okrucieństwa wojny z bliska, z pola walki, z okopów po użyciu gazu – Twarze ich stawały się sine i puchły, zaś innych twarze czerniały, jak gdyby zostały zwęglone. U innych z gardła, nosa i uszu trysnęła krew, z ust sączyła się krwawa piana.
Niczego mi nie oszczędzono!
Takich zbliżeń i wrażeń nie dostarczyła mi żadna popularnonaukowa książka historyczna. I gdybym miała cudowną moc sprawczą, wprowadziłabym do szkół ponadgimnazjalnych obowiązek przeczytania jednej lektury w semestrze tematycznie nawiązującej do omawianego okresu historycznego. Gwarantuję, że młodzież powszechniej polubiłaby historię. Wiem, co mówię, bo czytałam im co bardziej smakowite urywki z tej książki, obserwując reakcje. Po takim fragmencie – Na środek placu pędem wjechał wóz, na którym stał jakiś człowiek w białej sukmanie. Zatrzymał on gwałtownie konie, zeskoczył z wozu, runął na kolana na bruk i przywarł głową do kamieni. Po chwili wyprostował się, i klęcząc tak z rozkrzyżowanymi rękami, ze wzniesioną w górę, zalaną łzami twarzą, zaczął krzyczeć głosem, w którym było zdumienie, radość i uniesienie: „O Jezu Najświętszy, o Matko Boska! Moskali już na granicy nie ma ani jednego! Z granicy precz odeszli! To po takich scenach dociera świadomość, jaki skarb podarowali nam nasi przodkowie. I jaką cenę za niego zapłacili.
To dokładnie takie teksty, takie pozycje, takie formy przekazu uczą wartości, której nie przekaże żaden podręcznik – patriotyzmu.
Zaglądanie do źródeł, do czasów przeszłych to także uczenie się nas, współczesnych Polaków, jak budować nową tożsamość po latach niewoli tak, aby pozostawić Polskę kolejnym pokoleniom tak silną, jaką my otrzymaliśmy od naszych przodków, którzy ją wykuli tak, że przetrwała i II wojnę światową, i PRL – długie półwiecze osłabiających ją ideologii – jak zauważa Zbigniew Gluza w nocie od Wydawcy.
I jeszcze kilka zdań o starannym i bogatym aparacie informacyjnym książki. Zarówno w części ikonograficznej, której fotografie obejmujące dwie strony poprzedzały każdy rozdział,

 

a na wewnętrznej stronie okładek widniały mapki historyczne ówczesnej Polski w latach 1914 oraz 1918-1922,

 

jak i w części bibliograficznej – kalendarium, spis źródeł i fotografii. Nie zapomniano również o kilku zdaniach wstępu poprzedzającego każdy rozdział oraz o niezbędnym posłowiu przy tak nietypowym wydaniu książki.
Jestem pod wrażeniem ogromu mrówczej pracy autorki opracowania i jej zespołu przygotowującego kwerendy tekstowe, którzy dołożyli ogromnych starań, bym mogła przeżyć lata 1914-1918 niemalże na własnej duszy, emocjach i skórze.

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Popularnonaukowe

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *