Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Niebo w kałużach – Anatol Gotfryd

21 marca 2019

Niebo w kałużach: między Galicją a Kurfürstendammem – Anatol Gotfryd
Przełożyła Katarzyna Weintraub
Wydawnictwo Czarna Owca , 2011 , 255 stron
Literatura niemiecka

Tęcza.
Piękne zjawisko i jeśli ktoś powiedziałby, że miał życie kreślone jej barwami, to z góry, bez namysłu i automatycznie przypisałabym mu określenie – szczęśliwe. Na pewno wzięłabym pod uwagę wszystkie optymistyczne odcienie, a zapomniałabym o barwach ciemnych. I tak byłoby jeszcze długo, gdyby nie ta książka.
Autor zawartych w niej wspomnień, a właściwie autobiografii, podzielił swoje niezwykłe życie na cztery etapy. Umieszczając je w osobnych rozdziałach, przypisał każdemu przynależny, skojarzeniowy, osobisty kolor.
Opowieść otworzył bielą niewinnego okresu dzieciństwa rozpoczętego narodzinami w 1930 roku, jak lniane płótno bielone przez gospodynie na nasłonecznionych łąkach jego rodzinnych Kresów Wschodnich. Najszczęśliwsze, bo spędzone z dziadkami w polskim, galicyjskim Jabłonowie, a potem z rodzicami w Kołomyi.
Miał 11 lat, kiedy biel zaczęła powoli nasączać się brązem. Nazistowskim brązem. Dotychczasowe bycie Żydem nabrało innego, złowieszczego ocienia podszytego szarym lękiem i brakiem poczucia bezpieczeństwa, które według ukochanego powiedzenia jego mamy, było słowem pisanym na wodzie. Wywołanym najpierw przez wkroczenie Rosjan, a potem przez Niemców forsujących idee czystej rasy. Nastał czas ostrożności w zabawach z innymi dziećmi, zagrożenia życia, głodu, ciężkiej pracy, ukrywania się w rodzinach wiejskich, kryjówek w warszawskich mieszkaniach, ucieczki z pociągu wiozącego go wraz z rodziną do obozu w Bełżcu, utraty najbliższych, powszechnej śmierci, pierwszych łez, zmiany tożsamości i przede wszystkim tułaczego, samodzielnego życia w wojennej zawierusze na terenach okupowanej Polski.
Czas polskiego różu kładący kres nagonce i bycia ściganym zwierzęciem nastał, dla wówczas piętnastoletniego chłopca, wraz z zawieszeniem polskiej flagi na wiejskim kościele w styczniu 1945 roku przez I Armię Wojska Polskiego. Jednocześnie koloru rozpoczynającego polski komunizm, będący mieszanką rewolucyjnej czerwieni i liturgicznego katolicyzmu. Dla nastoletniego bohatera wspomnień okres zdobywania wykształcenia, układania życia osobistego, planów zawodowych i poszukiwania własnych dróg, które nie prowadziły przez polskie tereny. Na końcu każdej z nich napotykał brak możliwości dalszego rozwoju w ojczyźnie. Zarówno osobistego, jak i zawodowego. Nastały trudne czasy nie tylko dla Polaków, ale przede wszystkim dla Żydów. Musiał wybierać.
W 1958 roku zdecydował się na pruski błękit. Na emigrację do Niemiec będącą ostatnią stacją na drodze życia, a zarazem miejscem rozwoju zawodowego i pisania wspomnień, którego efektem jest ta opowieść. Swoisty hołd złożony dobrym ludziom, który wyraził takimi słowami: Z ogromną wdzięcznością chylę głowę przed ludźmi, którzy narażali własne życie, by mi pomoc i, jak w spóźnionym uścisku, pragnę napisać o tych, którzy wykazali odwagę, którzy nie odwracali wzroku i którym cierpienie innych nie było obojętne.
Bo autor nie dzielił ludzi według pochodzenia, wyznania, ideologii, nacji, ale na złych i dobrych. Pierwsi zgotowali mu koszmarne dzieciństwo i czas dorastania, ale drudzy uratowali mu życie – ukraiński żołnierz, który pozwolił mu odejść, a który przyłapał go podczas ucieczki z transportu wiozącego do obozu zagłady, Polka ukrywająca go w warszawskim mieszkaniu, ukraińscy chłopi udzielający mu schronienia w gospodarstwach, Niemiec przechowujący go we własnym mieszkaniu, polski ksiądz dający mu chrześcijańską przeszłość i wielu, wielu innych pomagających żydowskiemu dziecku, a potem nastolatkowi.
I pomimo ciężaru wspomnień jakie los nałożył na to dziecko i dramatów będących jego udziałem, historia jego tułaczki jest wbrew pozorom bardzo optymistyczna. Opowiada między jednym kęsem chleba zgłodniałych ust a śmiercią zastrzelonego przyjaciela o wierze w ludzką dobroć, w lepszą przyszłość, o niezłomnej nadziei na wyjście z każdej, choćby najtrudniejszej sytuacji, ale przede wszystkim o niezwykłym szczęściu w tym morzu nieszczęścia, cierpienia i śmierci. Wyjątkowo szczęśliwej gwieździe towarzyszącej bohaterowi przez wszystkie niepewne lata, dając nadzieję na powrót świata odwróconego do góry nogami na swe dawne miejsce, kiedy będzie można znowu zobaczyć niebo, podnosząc dumnie głowę wysoko ku górze. A rzeczywistości, w której niebo można było zobaczyć tylko w kałużach, wtulając głowę nisko w ramiona, nie będzie można wprawdzie zapomnieć, ale na pewno odsunąć ją w przeszłość.
Po tej książce próbowałam przyłożyć kolory tęczy do mojego życia i jakkolwiek nie robiłabym tego, odcienie moich barw nigdy nie będą identyczne z kolorami życia autora wspomnień. Nawet te najciemniejsze barwy mają jaśniejszy odcień. Poza bielą dzieciństwa, która jest taka sama.
Na szczęście.

 

Po tej opowieści tęcza, tak pięknie pokazana w tym filmie, nabrała dla mnie pełniejszego znaczenia. Do tej pory widziałam ją tylko od tej optymistycznej strony.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Wspomnienia powieść autobiograficzna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *