Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Kontrakt Paganiniego – Lars Kepler

21 marca 2019

Kontrakt Paganiniego – Lars Kepler
Przełożyła Marta Rey-Radlińska
Wydawnictwo Czarne , 2012 , 524 strony
Seria Ze Strachem ; Cykl z Jooną Linną ; Tom 2
Literatura szwedzka

Nieważne na co patrzysz, ważne co widzisz – to zdanie usłyszałam niedawno w telewizyjnym programie popularnonaukowym. Wtedy jeszcze nawet nie podejrzewałam, że może się ono odnieść także do niektórych książek.
Takich właśnie, jak ta.
Patrzyłam na okładkę i widziałam skrzypka, ale dopiero po dokładniejszym przyjrzeniu się jej przed czytaniem, zobaczyłam w jego dłoniach… broń. Gdyby ktoś wcześniej mnie zapytał o ten szczegół, odpowiedziałabym bez wahania, że to skrzypce. Ale ta zacytowana na początku myśl nie odnosi się tylko do okładkowej grafiki. Ma również swoje sparafrazowane odzwierciedlenie w treści i kompozycji fabuły – Nieważne co czytasz, ważne co słyszysz. A ja usłyszałam koncert śmierci w wykonaniu światowej orkiestry pod dyrekcją decydentów handlujących bronią w świetle prawa.
A zaczęło się klasycznie, jak na kryminał przystało, od pierwszej śmierci młodziutkiej dziewczyny, Violi. Siostry Penelope, zdeklarowanej pacyfistki, nienawidzącej wojny, przemocy i broni, przewodniczącej Szwedzkiego Stowarzyszenia Pokojowego i Rozjemczego, świadka międzyplemiennych mordów w Darfurze. A potem śmierci drugiej. Tym razem dyrektora generalnego IPS decydującego o szwedzkim eksporcie broni. Dwie śmierci, z dwóch różnych światopoglądowo obszarów, które łączyła osoba partnera Penelopy i jeden, niepozorny, mały przedmiot, który rozpętał grę o życie większości bohaterów powieści. Również tych, którzy nawet nie podejrzewali, że biorą w niej udział.
Patrzyli, ale nie widzieli. Słyszeli, ale nie słuchali.
A koncert trwał. Musiał trwać, bo był oparty na kontrakcie Paganiniego z jego twórcą-dyrygentem, z którym umowy nie unieważniała nawet śmierć. Bardzo intratnej dla obu stron. Spełniającej z jednej strony marzenia graczy i gwarantującej bezwzględną, wzajemną lojalność w biznesie, a z drugiej strony równoważona groźbą realizacji koszmaru każdego z udziałowców, którzy chcieliby się z niej wycofać. To gwarantowało ciągłość gry, w której brali udział wszyscy. I ci na dole walczący o pokój, i ci na górze, wznoszący toasty szampanem za kolejną dostawę broni do krajów ogarniętych wojną domową, i ci którzy próbowali ją przerwać, bo widzieli i słyszeli więcej niż inni.
Tacy jak komisarz kryminalny Joona Linna, który po raz drugi, po Hipnotyzerze, wkroczył do gry w odpowiednim momencie tak, jak pozostali bohaterowie. Każdy z nich miał swoje miejsce na pięciolinii śmierci, którą była fabuła. Początkowo każdy, jak instrument był wprowadzany do gry po kolei, by potem naprzemiennie stworzyć kompozycję ze scen składających się na jeden obraz sytuacji rozgrywających się wydarzeń. Narrator zewnętrzny niczym obiektywny, wolny od emocji obserwator a zarazem animator, wywoływał po kolei bohatera, prawie zawsze rozpoczynając od jego imienia i nazwiska kolejną sekwencję fabuły. Same zdania w trybie orzekającym, gęsto posiekane przecinkami, przypominały pałeczkę dyrygenta, która wyznaczała nie tylko kolejność wejścia postaci do akcji, ale również tempo i rytm. Coraz szybsze, naprzemienne z akcją ucieczek i z nie mniej emocjonującym śledztwem oraz pościgiem policji kryminalnej, by w końcówce osiągnąć spektakularny punkt kulminacyjny gry, po wybrzmieniu którego, słychać było już tylko ciszę.
Czytałam i jednocześnie słyszałam Bolero Maurice’a Ravela. Każdy szczegół w tym utworze miał swoje uzasadnienie i możliwość interpretacji kontekstu. Nawet mijany po drodze pomnik Raoula Wallenberga. Każdy bohater swoje miejsce w społeczeństwie, ukazując nie tylko jego przekrój, ale i problemy, jak na przykład seksizm w policji. Każdy opis sceny, określoną kolejność, często zazębiający się z następnym, jak powtarzana fraza, by w ostateczności złożyć się na dobrze przemyślaną kompozycję. Na powieść kryminalną z przesłaniem zapisaną, jak utwór muzyczny, przez dobrze zgrany duet pisarzy. Lars Kepler to wspólny pseudonim literacki Aleksandra Ahndorila i Aleksandry Coelho Ahndoril.
Złudzenie?
Nie. W moich odczuciach upewniło mnie ostatnie zdanie kończące kakofonię wydarzeń i dźwięków – W tej chwili panuje jednak cisza i dziwny spokój. Taki jak wtedy, gdy wybrzmią ostatnie tony koncertu, a publiczność wciąż jeszcze pozostaje pod czarem muzyki, oszołomiona zapadłą ciszą.
A w tej ciszy przyglądam się światu i widzę tysiące cywilów, w tym kobiet i dzieci, ginących w konfliktach zbrojnych w różnych częściach świata, sztucznie podtrzymywanych przez tych, którym opłacają się wojny. Czytam i widzę dyrygentów, dziewięciu największych eksporterów broni konwencjonalnej (…): USA, Rosja, Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Holandia, Włochy, Szwecja i Chiny zawierających kolejne, nieformalne „kontrakty Paganiniego”. Patrzę i próbuję dostrzec swoje miejsce w tej orkiestrze, bo to, że je w niej mam, nie ulega wątpliwości. Staram się tylko zrozumieć, na czym ono polega?
Czyżby na bierności?

Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Swoje wrażenia spisałam dla portalu Zbrodnia w Bibliotece.

Kontrakt Paganiniego [Lars Kepler]  - KLIKAJ I CZYTAJ ONLINE

 

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Kryminał sensacja thriller

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *