Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Kartki z podróży – Andrzej Ireneusz Sawko

21 marca 2019

Kartki z podróży – Andrzej Ireneusz Sawko
Wersja elektroniczna , wydanie przedpremierowe, 190 stron
Literatura polska

Poczułam się wyróżniona, otrzymując bardzo osobisty zbiór kartek z podróży.
Wyjątkowy, bo na każdej z nich zamiast zdawkowych, grzecznościowych pozdrowień, umieszczony był wiersz, którego intymność przekazu, przy korzystaniu z tradycyjnej poczty, wymagałaby umieszczenia go w kopercie. Ja otrzymałam je wszystkie jednocześnie w formie zbiorku poetyckiego, który zabrał mnie w podwójną podróż.
Jedną dosłowną w sensie geograficznym i czasowym, bo kartki-wiersze pochodziły z lat 2007-2010, kiedy ich autor wędrował po Europie, notując swoje obserwacje, spostrzeżenia, zamyślenia nad życiem ludzi innych kulturowo, które wcale nie było takie inne, jakby się zdawało, śląc myśli z Francji, Anglii, Holandii, Belgii i Niemiec.
Drugą metaforyczną. W głąb duszy poety, doświadczonego przez życie, który przekształcił widziany świat w nowe, odmienne obrazy, ujęte w słowa poezji. I chociaż wiem, że nie powinnam łączyć autora z podmiotem lirycznym, to w przypadku tego zbiorku, miałam problem z ich rozdzieleniem. Te wiersze były tak osobiste, tak intymne, tak ekshibicjonistyczne i przesiąknięte osobowością autora, że nie potrafiłam udawać przed sobą, że go tam nie ma. Że ten, który jest w tych wierszach, to jakiś przeciętny mężczyzna, a autor wymyślił mu świat wewnętrzny.
Przeraźliwie smutny.
I nie dlatego, że poznawany świat takim był, ale dlatego, że w tę podróż wybrał się człowiek, którego pryzmat patrzenia skaził smutek pamięci za tym, co już nie wróci, ból za utraconą miłością i żal niedopełnionej miłości ojcowskiej. Najsmutniejszym w nich nie był brak nadziei na nową miłość, ale odbieranie możliwości na jej pojawienie się, na rozkwitnięcie, bo trudno ją budować z mężczyzną, który tylko obserwuje, egzystuje, ucieka od siebie i wyraźnie ostrzega:

 

To nie tylko kartki z podróży, to również „karty chorobowe poety” składające się na historię zranienia, jak sam autor napisał we wstępie. To dlatego, lojalnie uprzedzona, czytałam je powoli, po jednej, po kilka, by nie podążyć za rzeczywistością posypaną popiołem smutku, w której szczegóły przygnębiały, a ludzie i ich losy nie budziły nadziei. Na horyzoncie, spojrzawszy przez którąkolwiek kartkę-wiersz, widziałam nicość pochłaniającą ludzkie życie, zmierzające niezmiennie i nieustannie tylko w jednym, wiadomym kierunku, a o jego istnieniu świadczyły pozostawione miejsca i rzeczy materialne. Też ulotne.
Ale wśród tego morza cierpienia, przeraźliwej tęsknoty i wędrówki za nieokreślonym, a może w poszukiwaniu mimo wszystko miłości i ucieczki od samotności, było mi dane, chyba w nagrodę za współcierpienie, widzenie świata magicznego. Tego, którą potrafiła dostrzec tylko wrażliwość poety pod wpływem nieokreślonego impulsu w najmniej odpowiednim miejscu i czasie dla przeciętnego człowieka. Wtedy zatapiałam się w świat piękna budowanego na gruzach. Właśnie takie kartki, jak ta, nieliczne promyki radości życia, czytałam wielokrotnie, próbując zapamiętać metodę ubarwiania świata realnego, by stał się znośniejszym.

 

 

 

Otrzymywałam też kartki, w których nie bogactwo słów, wyszukanych skojarzeń i metafor było najważniejsze, ale minimalizm brzemienny znaczeniem skumulowanym w puencie ostatniego wersu:

 

Ile musi przejść poeta, ile dróg przemierzyć znikąd donikąd, ile kierunków obrać, ile chorób życiowych przejść, by pozostały po nim wiersze o mojej rzeczywistości, ale jednocześnie nie mojej. Raczej alternatywnej, do której dostęp miałam dzięki tym kartkom z podróży.
Współwędrówki ciekawej, ale trudnej i bardzo wyczerpującej.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Poezja

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *