Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Jillian Westfield wyszła za mąż – Allison Winn Scotch

21 marca 2019

Jillian Westfield wyszła za mąż – Allison Winn Scotch
Przełożyła Martyna Tomczak
Wydawnictwo Otwarte , 2011 , 270 stron
Literatura amerykańska

To bardzo, bardzo niebezpieczna książka. To wilk w owczej skórze, koń w Troi i komar, który dziury nie zrobi, a krew wypije, razem wzięte.
Leży sobie na wystawie księgarni lub bibliotecznej półce i informuje, że jakaś Jillian wyszła za mąż. No i dobrze! Szczęść jej Boże! Ja też wyszłam za mąż i światu tego nie obwieszczam – myśli sobie przechodząca kobieta. Jeszcze nie wie, że ziarno zostało zasiane. Oczywiście niepewności. I miała zamiar pójść dalej, ale znikąd powstałe pytanie, zagrodziło jej drogę, każąc się cofnąć – Skoro to takie banalne, to dlaczego ktoś o tym napisał książkę? I zaraz za nim przekonanie i ciekawość motywów popełnienia małżeństwa przez Jillian, popychające do jej nabycia lub wypożyczenia i przeczytania. Zwłaszcza, że na okładce wabik w postaci nocnych zarysów wieżowców Manhattanu. Znam jedną dziewczynę, której wystarczy tylko to, aby sięgnąć po książkę.
Uradowana, że ma, nie zważając na docinki męża, że znowu kupiła książkę, że wypożyczyła babskie czytadło, że może wzięłaby się za coś poważniejszego, z górnej półki, na przykład z filozofii egzystencjalizmu, zaczęła czytać o tej Jillian.
O szczęśliwej mężatce od siedmiu lat, mamie malutkiej córeczki, prowadzącej ustabilizowany tryb życia, pewnej trwałości zawartego związku. I tylko czasami, niedająca spokoju, pojedyncza myśl o sens prowadzonego życia doskonałej żony i matki, niepewność słuszności dawno podjętej decyzji, niewykorzystaną kiedyś szansę, ewentualne skutki alternatywnych, ale zaprzepaszczonych możliwości i o zgubioną pasję emocji, dawno wygasłą namiętność, zaburzała jej poczucie spełnienia.
E tam, stwarza sobie kobieta problemy, szukając dziury w całym – myśli żona. Ma wszystko! Tak jak ja. Mąż, dzieci, dom i wczasy pod gruszą raz w roku. Pełnia zadowolenia! Tylko… dlaczego te rozrzucone skarpetki przez uwielbianego męża tak wyraziście zaczęły kłuć w oczy, niedomknięte drzwiczki szafek kuchennych irytować, a dzieci przytłaczać swoją aktywnością? Dlaczego i skąd zaczęły pojawiać się pytania zadawane przez Jillian o sens małżeństwa akurat z tym mężczyzną, a nie dawną miłością sprzed lat? I żona zaczyna chodzić zamyślona, warcząca na męża, niecierpliwa dla dzieci i z pretensjami do siebie, że być może jej przyszłość wcale nie musiała być właśnie taka, że może, gdyby miała taką szansę, jak Jillian, cofnąć się o siedem lat w przeszłość, jej życie mogło być ciekawsze, pełniejsze, inne. Lepsze?
A mąż, w błogiej niewiedzy nadciągającego sztormu, zalicza dzień do normy, bo kobiety tak czasami mają. Warczą bez powodu!
A żona właśnie wkroczyła na bardzo grząski, bagienny grunt. Nieprzygotowana na pytania korodujące pewność słuszności istnienia własnego małżeństwa, dywagacje rzucone jak piasek w mechanizm sprawnie działającego samozadowolenia, zaczyna drążyć, zastanawiać się, analizować, gdybać. Myśleć! Wątpliwości najczęściej mnożą się i dopadają ją wieczorem, kiedy nikt już nie zawraca jej głowy swoimi problemami, dzieci śpią w łóżeczkach migdałowym snem, a mąż (jakiś taki dwa razy większy niż kiedyś, że też tego wcześniej nie zauważyła?!) leży obok, wypominając jej czytanie po nocach i światło nocnej lampki prosto w oczy. Wtedy jej myśli zaczynają układać się w tęsknotę (sic!) za tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby cofnąć czas, zacząć wszystko od nowa, dokonać innych wyborów, z innym mężczyzną. Najlepiej tym z bujną grzywką, przysłaniającą dwa błękity jezior. Uwolnić się od klaustrofobicznego (skąd nagle to poczucie?!) związku. Jeszcze tyle przeżyć, tyle zrobić, zamiast siedzieć w domu i być matką!
A mąż (z szerokim czołem do całowania) śpi, nieświadomy, że właśnie ważą się losy jego małżeństwa.
A ona pełna niepokoju czyta dalej, bo Jillian otrzymała wymarzony dar od losu, który cofnął ją o siedem lat w przeszłość. Pozwolił na powtórkę, na nowe szanse, wybory, decyzje. Pochłaniała tę opowieść o alternatywnym życiu głównej bohaterki, traktując ją jak remedium na egzystencjalne (wczoraj ich jeszcze nie miała!) bolączki, deskę ratunku rzuconą do wciągającego ją bagna coraz bardziej gęstych, czarnych, kotłujących się myśli i katastroficznych rokowań na wspólną przyszłość ze śpiącym obok wielorybem, szukając jednoznacznych odpowiedzi, uspokajających sumienie faktów, radykalnych rozwiązań, a przede wszystkim winnych tego koszmaru. Koszmaru? – rano jeszcze tak nie myślała!
Nic z tego.
Nikt nie powiedział i nie obiecywał, że życie jest proste, wybory łatwe, wszystkie drogi prowadzą do szczęścia, a podjęte decyzje dotyczą tylko osoby je podejmującej. Jillian próbowała na nowo uszczęśliwić siebie i innych. Miała ułatwione zadanie. Wiedziała już czego pragnie, będąc bogatszą o doświadczenia dni przeżytych jako mężatka i matka. Mogła na wiele spraw spojrzeć w szerszym kontekście, wychodząc poza ramy własnych, egoistycznych potrzeb i marzeń, zmienić spojrzenie na osoby ją otaczające, dostrzec to, co dotychczas jej umknęło i dotrzeć nareszcie do samej siebie, do najbardziej trujących i dokładnie ukrytych pokładów z przeszłości, towarzyszących jej nieświadomie od dzieciństwa, a rzutujących na tworzone dziś i jutro, by odkryć podstawową zasadę spełnienia i pewności wyboru ścieżki życia – wszystko zależy tylko i wyłącznie od niej. To nie historię życia powinna zmienić, ale siebie samą. Jej przyjaciółka Megan postąpiła odwrotnie. Zamiast zmienić swój stosunek do życia, postanowiła, że w ogóle nie chce dalej żyć.
Skończyła czytać skomplikowaną historię Jillian, jej męża Henry’ego i narzeczonego Jacka późną nocą. Wiedziała już co myśleć, co robić. Wiedziała, że nie będzie musiała tak jak Jillian, odbyć całej tej wycieczki w przeszłość, przeżyć Dzień Świstaka dla upośledzonych emocjonalnie, by się przekonać, że życie jest niedoskonałe, lecz pomimo swoich wad pełne obietnic. Spojrzała z czułością na śpiącego męża, widząc wszystko z innej perspektywy. I nawet to, że chrapie, przestało jej przeszkadzać.
A mąż, na drugi dzień, spojrzał z politowaniem na podkrążone, ale pełne ciepła w spojrzeniu żonine oczy, nieświadomy, że właśnie przeczytała filozoficzno-egzystencjalną książkę ubraną w okładkę babskiego czytadła.
I lepiej, żeby tak zostało.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Powieść psychologiczna

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *