Na ostrzu książki

Czytam i opisuję, co dusza dyktuje

Facebook Instagram YouTube Lubimy Czytać Pinterest

Dzienniki: tom III 1916-1919 – Michał Römer

21 marca 2019

Dzienniki: tom III  1916-1919 – Michał Römer
Wydawnictwo Ośrodek Karta , 2018 , 850 stron
Seria Świadectwa XX Wiek: Polska
Literatura  polska


   Kolejne cztery lata z życia Michała Römera!

   Jakże fascynujące! Nie tylko dlatego, że żył w ciekawych czasach, o ile można tak określić I wojnę światową i wir powojnia. W wielu miejscach Polski zaborowej i wyzwalanej, Rosji rewolucyjnej i bolszewickiej oraz Litwy domagającej się niepodległości. Wśród ludzi miękkich i spiżowych, których nazwiska zapisały się w polskiej historii. Ale przede wszystkim dlatego, że potrafił to opisać. Oddać ducha zawieruchy i niepewności tamtych czasów, w których rozpętały się jakieś siły ogromne ludzkiego żywiołu, masy ludzkie, jak może nigdy od czasów barbarzyństwa, od okresów wielkich wędrówek narodów, wyjarzmione z wszelkich pęt, wolne od karbów organizacyjnych ścisłego mechanizmu gospodarczego i politycznego, który się rozpada w gruzy.

   Pierwsze dwa lata mogłam nazwać legionowymi.

   Autor, szukając możliwości realizacji swojego pomysłu utworzenia kompani litewskiej w ramach brygad polskich, wstąpił do Legionów, do I Brygady Józefa Piłsudskiego. Nie dla awansu, kariery wojskowej i zaszczytów, ale dla pośrednich dróg dążenia do ambicji, której zarówno wiara jak i temperament, streszcza się do spraw Litwy. Ukochał ją ponad życie, przepięknie wyznając jej miłość – O, Litwo moja, jakże ciężko opłacam moją miłość ku Tobie! Każdy mój krok ku Tobie i dla Ciebie kosztuje mnie tragedię. Jest to ofiara cicha, ofiara zamknięta w sączących ranach serca, których nikt ne widzi… To czas, w którym jego wyważona i drobiazgowa analiza politycznej sytuacji Polski i Litwy oraz wnikliwy komentarz polityki prowadzonej przez J. Piłsudskiego zajmowały zdecydowanie najwięcej miejsca w dzienniku. Mogłam jednak prześledzić również losy legionistów, których autor był trochę nietypowym przedstawicielem wśród szeregowców ze względu na pochodzenie i wykształcenie, od walk frontowych, poprzez rekonwalescencję w szpitalu, po tragiczny pobyt w skrajnych warunkach w niemieckim obozie jenieckim, w którym z człowieka z nadwagą zamienił się w ciało ze skóry i kości. Autor wiele stron poświęcił samym Legionom. Stosunkom w nich panującym, zaopatrzeniu, hierarchii, warunkom bytowym, przekrojowi społecznemu, nastawieniom politycznym, a także wewnętrznym buntom i nieposłuszeństwom wobec Niemców włącznie z kryzysem przysięgowym. To także czas bardzo intensywnych poszukiwań kontaktów przez autora z każdym, kto miał potencjalny wpływ na losy Litwy. Docierał na szczyty. W tym do J. Piłsudskiego, z którym rozmowa nie była pierwszą, ani ostatnią. Ciekawym było wysłuchać osobistych spostrzeżeń na temat nie tylko Naczelnika, którego poważał, wielbił i szanował, ale i Władysława Sikorskiego, którego cenił trochę mniej, uważając go za karierowicza, intryganta i parweniusza. Posunął się nawet do porównania obu, pisząc – to jakby zestawienie pawia z orłem w głupocie natury ludzkiej.  

   Chociażby dla takich subiektywnych smaczków, odzierających ze złota ludzkie pomniki, uwielbiam dzienniki i wspomnienia świadków minionych lat.

   Te osobiste uwagi i opinie nie były tylko jednostronne czy tylko negatywne. Charakterystyczną cechą autora był jego obiektywizm w ocenianiu ludzi, zjawisk, idei czy wydarzań. Zawsze podawał zarówno plusy, jak i minusy, oddając całościowy ich obraz. Tak było również z uwielbianym przez niego J. Piłsudskim, w którym doceniał geniusz i umiejętność czynu, ale zarzucając mu wiele wad. Pozostałe dwa lata to praca sędziego w odradzającym się polskim sądownictwie. Najpierw w Kolnie, potem w Łomży, by zakończyć wędrówkę zawodową poszukiwaniem swojego miejsca w Kownie.

   Ta część autorskich relacji z codzienności demokraty i arystokraty kultury polskiej miłującego Ojczyznę Litwę o bardzo skomplikowanym pojęciu własnej tożsamości dla współczesnego odbiorcy, nie tylko przybliżyła mi obraz chaosu panującego w Polsce i Europie Wschodniej, nie tylko ukazała gigantyczny trud odradzania się państwowości polskiej i ustalania jej granic, ale także umowność daty odzyskania niepodległości przez Polskę. Tak naprawdę był to rozciągnięty w czasie okres burzliwych przemian, w których bezprawie, bandytyzm, głód, inflacja, bieda i walka polityczna o świadomość ludzi, dominowały nad początkowymi próbami wprowadzania ładu w nieustabilizowanej politycznie sytuacji. To także trudny czas dla samego autora rozdartego między własnymi poglądami określanymi jako krajową ideę obywatelskiego współżycia współnarodowościowego a pobytem w Polsce bez możliwości powrotu do Wilna na wyraźny zakaz ojca, uważającego go za socjalistę i litwofila. Ten tom, jak żaden z dwóch początkowych (tom I i tom II), wytłumaczył mi to, czego nie rozumiał jego ojciec oraz mój dysonans emocjonalny i rozumowy, który pojawia się za każdym razem, kiedy zaczynam mówić słowami Adama Mickiewicza – Litwo, Ojczyzno moja… To skomplikowanie tożsamościowe widniejące w inwokacji Pana Tadeusza bardzo pięknie wytłumaczył autor, mając świadomość, że jego głos jest odosobniony w zalewającej go fali nacjonalizmu z każdej strony. Zamieniając z czasem czyn na rolę tylko obserwatora i analityka społecznego, jak sam siebie określił, precyzyjnie i obszernie tłumaczył ideę, która nie miała szansy się ziścić. Nie w tym czasie i nie wśród takiej burzy politycznej  w każdym z państw walczących o niepodległość. Autor myślą przerósł epokę. Chciał czegoś na kształt Unii Europejskiej. To nie miało szansy spełnienia się!

   Nakreślił za to obraz człowieka czynu i myśli.

   Szlachetnego, prawego, tolerancyjnego, któremu zarówno bliski był Litwin, Białorusin, Polak litewski i każdy inny mający problem z określeniem swojej narodowości, o dowolnym wyznaniu i poglądach politycznych. Chcący żyć i współistnieć z nimi w jednym kraju – Litwie. Ta jego wędrówka po Europie Wschodniej w poszukiwaniu możliwości urzeczywistnienia swojej idei była okazją do przyjrzenia się społecznościom ją zamieszkującym. Ich postawom politycznym, poziomem życia, głębokim podziałom, rozbieżnościom interesów mieszczan i chłopów, skutkom wojny, a przede wszystkim skali zróżnicowania pod każdym względem.

   Ten chaos autor potrafił uładzić.

   Przedstawić, sklasyfikować, wytłumaczyć, ukazać z każdej strony, przeanalizować, wybiegając myślą ponad podziały, a nawet czas, skomentować każde zjawisko społeczne, uzasadniając jego źródło, przyczyny i skutki. Był wszechstronny, bo interesował się wszystkim. Przeciekawe były jego wzmianki na przykład na temat pochodzenia nazwisk Kurpiów, wulgaryzmów i wyrażeń  używanych przez legionistów czy gwary chłopskiej. Te krótkie wywody śmiało mogłabym nazwać językoznawczymi. Przy okazji dowiedziałam się, skąd pochodzi słowo, które słyszałam tylko u moich dziadków – nasermater. Teraz wiem, że to wulgaryzm łacińsko-polskiego mariażu. Dzisiaj już niesłyszany, w przeciwieństwie do zajebistego, który obecnie robi szaloną karierę. Nie zabrakło również zwierzeń intymnych z przygód z prostytutkami, wobec których zmienił idealistyczną postawę z opiekuńczej i braterskiej na zdystansowaną. No cóż, autor dobiega czterdziestki! A wszystko to przekazane jak zwykle przepiękną polszczyzną człowieka elokwentnego, którego długie zdania, wielokrotnie złożone, wprawiały mnie w zachwyt, ale i wymagały uważności, by nie zatracić w nich rozwijanego wątku.

   Uwielbiam ten czas spędzany z Michałem Rōmerem, a każdy następny tom utwierdza mnie w przekonaniu o jego niezwykłości, nietuzinkowości i niepospolitości pod każdym względem.

   Zdania pisane kursywą są cytatami pochodzącymi z książki.

Autorka: Maria Akida

Kategorie: Wszystko

Tagi:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *